Wiszące na scenie „żaluzje” szybko okazały się ekranami, które wyświetlały animacje oraz fragmenty teledysków. Do tego rozłożone po bokach sceny reflektory, mieniące się kwadratami we wszystkich możliwych kolorach, kolorystycznie dopasowane pod konkretne piosenki i pod „gwiazdę wieczoru”, czyli trzy wielkie krzyże stojące pośrodku sceny, które nawet bez światła budziły mocny respekt. Zanim w ogóle wybrzmiał pierwszy utwór, na scenie rozłożono podświetlone setlisty (dodatkowy efekt) i zapalono kadzidła. Widać i czuć było, że muzycy traktują swoje występy z odpowiednim namaszczeniem.
Obaj muzycy mają wyraźnie podzielone role i czują się w nich perfekcyjnie. Shaun, w centrum sceny przed krzyżami, „obsługujący” na zmianę dwa sety klawiszowe, gitary oraz bas, z pozycji ołtarza, rzadko schodził bliżej widowni. To było miejsce Chino, który bez ustanku biegał i skakał, wywijając kablem od mikrofonu, który był jak przedłużenie jego ręki. Ruchy Chino były gładkie, jakby ćwiczone wcześniej wiele razy. To, co rzucało się w oczy, to szacunek dla publiczności, który przejawiał się np. wycieraniem spoconej dłoni przed „zbijaniem piątek” z fanami.
Muzycznie, zagorzali fani wychwycili wyraźne różnice w setlistach – europejskiej i amerykańskiej. W Pradze zespół zagrał m.in. Goodbye Horses (nie grany w Stanach) i Invisible Hand, po który sięgają niezwykle rzadko. Crosses uraczyli fanów aż pięcioma utworami z pierwszej płyty „✝✝✝”, takimi jak This Is A Trick, Bitches Brew czy Thholyghst. Z najnowszej usłyszeliśmy m.in. Pleasure, Eraser, Grace czy Big Youth, na którym El-P „śpiewał” do fanów z ekranów (żaluzji). Partie Roberta Smitha w Girls Float ✝ Boys Cry zaśpiewał sam Chino, i wyszło mu to świetnie. Crosses zagrali także utwory z EP-ki „PERMANENT.RADIANT” (Sensation i Vivien), a z singli The Beginning of the End czy Initiation. Czasem Shaun dawał podpowiedzi, zapowiadając piosenki dźwiękami, które w nich występują. Dzięki temu można było „zgadnąć”, co zostanie zagrane, jak np. w przypadku Big Youth, gdzie partii rapera El-P towarzyszy powtarzający się dźwięk kibicowskiej trąbki, która wybrzmiała z konsolety Shauna. Innym razem wybrzmiał kilkusekundowy fragment Runaway Kanye Westa i Pusha T, później ten sam fragment został wpleciony do utworu (w którym oryginalnie nie występuje).
Obaj muzycy świetnie czuli się na scenie, dając sobie pełen luz w byciu sobą. Wszystko opanowane, przemyślane, a kiedy trzeba było lekko agresywne, żeby potem zakończyć utwór delikatnie i niemalże z namaszczeniem. Po ponad godzinie zeszli ze sceny, ale głośna publika szybko przywołała ich z powrotem. Crosses zagrali więc bis, na który złożyły się aż 3 piosenki – wspomniane wcześniej Goodbye Horses, Telepathy oraz Option.
Po występie pod klubem Roxy ostała się najwytrwalsza, niemała grupa fanów czekających na spotkanie z muzykami. Ci godzinę później wyszli z klubu i mimo, że mocno zmęczeni, chętnie przystanęli, porozmawiali, zapozowali do zdjęć, podpisali płyty, a nawet bluzy. Doszły mnie słuchy, że Shaun był bardzo zadowolony z występu, a publikę określił mianem najlepszego tłumu w historii ich występów – pozytywnego, cieszącego się muzyką, bez agresji. To daje nadzieję na szybszy, niż za 10 lat, powrót. Może tym razem do Polski? Bo wielu polskich fanów dało się w Pradze wyraźnie słyszeć.
Tekst: Patrycja Drabik
Zdjęcia: Grzegorz Drabik
Post scriptum
Crosses supportowało trio Vowws, ale chyba trudno do ich występu odnieść się szczególnie pozytywnie. Zagłuszone wokale, nieprzebijające się klawisze, miejscami monotonnie zgrywająca się perkusja – to w skrócie. Obiecywałem sobie więcej, choć niekoniecznie różnorodnie. Wyszło znacznie mniej i w sumie szkoda, ale publika i tak przyjęła ich ciepło. [zdj. + PS Darek]