To był wywiad pod wysokim napięciem (czasu). 5 minut w prowizorycznym pokoju przesłuchań, gdzieś na zapleczu sceny, gdzie trudno było zebrać myśli, skutecznie zagłuszane przez muzykę. Sama Roisin miała na początku problem z koncentracją i zawiesiła się po pierwszym pytaniu. Ale ja miałem jeszcze większy problem – nie co dzień siedzi się obok takiej artystki.
Jesteśmy na EBF, ale chciałem zapytać Cię o Polskę, ponieważ byłaś tam dwa dni temu. Co powoduje, że przyjeżdżasz do nas czwarty raz w ciągu jednego roku?
Nie wiem dlaczego, ale bardzo miłe jest dla mnie… O Polsce, tak! Wybacz (śmiech). Od czasu, gdy pierwszy raz przyjechałam do Sopotu [z Moloko – db], byłam prawdziwie zszokowana, jak wielu ludzi przyjechało, by świętować fakt, że przyjechaliśmy zagrać. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Od tamtego czasu byłam w Polsce już kilka razy – także przy okazji „Ruby Blue” – i zawsze, w Warszawie czy Krakowie, spotykałam tam bardzo wielu ludzi o otwartych umysłach. Artystycznie otwartych.
Jesteśmy głodni takich artystów. Pewnie wiesz, że nie tylko w Polsce jesteś uznawana za ikonę mody. W latach 80. jedną z takich ikon była Grace Jones, jedna z Twoich ulubionych artystek…
Zgadza się.
Czy czujesz się dzisiaj taką ikoną?
Nie, zdecydowanie nie. Nie robię tych wszystkich rzeczy, które robiła Grace Jones. Ona w tym, co robi, jest po prostu doskonała, niemal obca, jakby z innej planety. A najistotniejszą częścią moich koncertów, tak myślę, nie jest moda. Chodzi w nich o performance, o opowiedzenie pewnych historii. Nie jest to żadna z moich doskonałości.
Naprawdę?
Tak, z tym, że to bardziej jedno z dążeń do osiągnięcia ideału. Doskonałość jest powierzchowna, natomiast to, co ja chcę uzyskać, to móc poznać więcej, intensywniej poczuć, „być” więcej. Oto prawdziwy powód, dla którego znalazłam się tu, jestem tu. Mogę się przewrócić, nie być doskonale, bezbłędnie przygotowaną tancerką, być nawet niedoskonałą piosenkarką czy kompozytorką – we wszystkim mogę być niedoskonała. Staram się jednak pokazywać te skrajności podczas występów, tak, by mnie samej one pomagały. Wiesz, to wygląda tak: wychodzisz by grać na takim, jak dzisiejsze, wydarzeniu (nawiasem mówiąc – naprawdę zdumiewającym); wychodzisz po schodach, ludzie cię obserwują, i zastanawiają się kim jesteś. A ty wychodzisz i ciężko harujesz. Robię swoje, a ty na to reagujesz, bo zaczynasz zachowywać się w taki sam sposób. Rozumiesz – następuje reakcja, a to daje w bardzo wyraźny sposób nadzwyczajnego, nieopisanego kopniaka.
Czy wyobrażasz więc sobie siebie w przyszłości, tej nieartystycznej?
Wątpię… Nie mogę! I boję się tego, to jeden z moich najgłębszych lęków. Rzadki, ale taki, który istniał już wtedy, kiedy w pewien sposób nie byłam kreatywna. Obecnie? Zanikł. Kiedy zaczynałam [karierę – db], nie spodziewałam się takiego życia, nie planowałam go. Gdy do tego doszło, to było jak… hmmm… powiedzmy… duży kredyt, na wiele, wiele lat. Tak naprawdę chodziło jednak o wzajemne stosunki, bo pierwszą naprawdę ważną rzeczą były właśnie relacje, a dopiero później granie, eksperymentowanie. Na takich związkach powstało Moloko. Myślę, że zawsze byłam bardzo zapalczywa w tworzeniu. Ale teraz jest ok, jestem artystką, i tego chcę chronić, chcę taką być, bo w przeciwnym razie najprawdopodobniej byłabym nieszczęśliwa.
Spójrz, Grace nagrała swój nowy album po prawie 20 latach!
Ja nie zamierzam do tego dopuścić. Nie mam zamiaru zniknąć i przestać tworzyć. Nie chcę też stać się taką artystyczną duszą jak np. Brian Eno, różnicować, pracować za każdym razem inaczej. Rzeczy, które tworzę, są jednocześnie moim stylem życia i chciałabym, żeby to one inspirowały, ale bardzo delikatnie.
[pytanie rzucone po gongu wieszczącym koniec wywiadu] Szybkie, ostatnie pytanie: jak często grasz na koncertach nagrania spoza regularnych płyt? Moim ulubionym jest np. “Pandora”, czy jest szansa go dzisiaj usłyszeć?
Nie gramy takich utworów często i dzisiaj też ich nie będzie. Gramy bardzo krótki, godzinny set. Będzie to interesujący, ale jednocześnie przyjemny set dyskotekowy, bez przerw. Wspiera mnie dzisiaj niewielki zespół, bez kilku instrumentów – zwykle mamy sekcję drum’n’base, rockową – będzie to zatem bardzo skondensowana wersja.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmowa przeprowadzona 14 listopada 2008 roku. Zdjęcia: Ewa Baran