Płytę otwiera, jak przystało na rasowy album, jeden z najmocniejszych punktów, tytułowy Hard Times. Utwór wprowadza i nowe rozwiązania wokalne: pozornie wyciszona melodeklamacja, przyhamowane wielogłosy, a przy tym nieprzeciążenie efektami. To kawałek z gatunku „pozostaje na długo dłużej”. Druga kotwica, na której warto się zawiesić, to szósty na albumie Unspoken Words, który wreszcie został rozplanowany tak, by nie zmarnowano w nim żadnej sekundy. Przejścia instrumentalno-wokalne oraz same połączenia są tu skrojone na najwyższym poziomie.
Drugi na płycie, Otwieram Oczy, rozwija znane pomysły duetu, a przy tym świetnie komponuje się z wcześniejszym Hard Times. Wokal, który mógłby być modulowany tylko fragmentami, współgra z wyrazistą perkusją i linią basu. Jednak takich momentów na płycie będzie potem brakowało, jak w odświeżonej wersji L.O.V.E. – jednym z najbardziej chaotycznych brzmieniowo fragmentów. Tu zmodyfikowany wokal, podbijany wielogłosami, potęguje nieczystość całego nagrania, które i muzycznie jest niepotrzebnie rozwarstwione. W kolejnych dwóch Bezgłos i Jeziora) Ewie (Ewa Baran) towarzyszy wokal drugiej połowy Rozmazanych, Wojtka (Wojciech Szczygłowski), którego wejścia nie wydają się jednak udanym zagraniem. Szczególnie Bezgłos ma znacznie większy potencjał, wymagałoby to jednak odważniejszego postawienia na prostotę, która w obu przypadkach oznaczałaby pójście w kierunku wprowadzanej transowości.
NINe Days Of Falling temperuje dynamikę albumu i powoduje, że w odsłuchu na chwilę zwalnia, a jednocześnie pokazuje, w jakie jeszcze rejony Rozmazani mogą z lekkością wejść. I dokąd może zmierzać ich muzyczna wrażliwość. Szybki Elementos Der Terror przywodzi na myśl klasyczny, dyskotekowy synthpop, przez co lekko odstaje od całości. Po nim wracamy jednak szybko w stronę typowego dla Rozmazanych, zimnego synthu. Brylanty, choć jeszcze raz zaśpiewane w duecie, i odważnie przełożone z języka Izy Trojanowskiej na ich własny, jako całość się bronią. Inaczej, niż Oddalenie, w którym ponownie wydaje się, że zróżnicowanie wokalu dałoby mu inna jakość i lepiej kontrastowało z miarowym, zapętlonym rytmem utworu. Niemniej to także kawałek, na który warto zwrócić częstszą uwagę.
Ciężar, nomen omen, jest chyba najcięższym utworem na płycie. Tekst o przedawkowaniu rzeczywistości i rzeczach nieistotnych jest jedną z lepszych konstrukcji lirycznych na płycie, ale kompozycja, jako całość, już się nie broni, przez co zostaje wrażenie, że to utwór, bez którego płyta mogłaby się obejść. A może po prostu niepasujący do koncepcji. Niejednoznacznie brzmi też Thoughts Speak To You, którego do połowy słucha się bardzo dobrze, ale który około trzeciej minuty siada na tyle mocno, że ma się go raczej ochotę przyspieszyć. Tak jak mocno przyspiesza Szklana P., z której duet mógł wycisnąć więcej, gdyby muzycy zdecydowali się w nim na wprowadzenie nieco innych rejestrów. Płytę „Hard Times” zamyka Ostatni taniec, nerwowy, mocny i rozedrgany, kolejny z utworów, po których wysłuchaniu chce się powiedzieć: „O, w tę stronę, w tę…”.
Mimo, że zespołowi nie udało się wypracować jednolitego stylu, to wciąż ma do zaoferowania wiele dobrych rozwiązań, dzięki którym warto po album sięgnąć. A wtedy zwrócić ucho na bardzo dobre składnie w tekstach, zabawę słowami i konwencjami, bo to od pierwszej płyty mocne atuty duetu. Z niektórymi brzmieniami trzeba się dłużej oswajać, na lepsze niektórym kawałkom wyszłoby odchudzenie fragmentów zarówno instrumentalne (efekty), jak i wokalne (wielogłosy czy przestery). Biorąc pod uwagę fakt, że drugi album zawsze ma etykietę “sprawdzam”, to Rozmazani stoją twardo bez syndromu “jedynki”.