Songwriterka z Londynu nie tylko była supportem Son Lux, ale jako przyjaciółka zespołu wspomagała zespół wokalnie również w ich aranżacjach. Klimat jej twórczości dobrze oddaje videoklip do In|Flux, w którym Anna B Savage przegląda się w lustrze, i w rozmowie ze swoim zwielokrotnionym odbiciem analizuje swą seksualność, uczucia i związki. Tym utworem zakończyła swój krótki, krakowski występ, podczas którego zagrała i zaśpiewała jeszcze The Ghost (na otwarcie), czy świetny BedStuy. Jej przejmujący wokal o wielkiej skali i bardzo oryginalne, rytmicznie frazy gitary akustycznej, doskonale współgrały z mocnymi elektrosamplami i perkusją. Występ był krótki, ale intensywny i stanowił ciekawy kontrast do bardziej spokojnej muzyki Son Lux.
Po ośmiu albumach, rozkwicie światowej sławy i nominacji do Oscarów za soundtrack do “Wszystko, wszędzie naraz”, Son Lux wydają się promieniować spokojem i pokorą. W Kwadracie muzycy skupili się głównie na utworach z okresu od wydania “Bones”, kiedy do solowego projektu Ryanna Lotta dołączyli gitarzysta Rafiq Bhatia i perkusista Ian Chang, tworząc niesamowite trio kompozytorów, producentów i przyjaciół.
Można słyszeć, że muzyków łączy prawdziwa więź, a granie ze sobą sprawia ogromną przyjemność. Słuchając ich koncertu miałem się wrażenie, że łączą się ze sobą w transie elektryczno-jazzowej zabawy, i że moglibyśmy równie dobrze być świadkami intymnej próby, podczas której dzielą improwizacjami dla samej radości wspólnego grania. Muzyka Son Lux jest jak minimalistyczna ściana dźwięku, która pulsuje pozornym nadmiarem i chaosem, ale jednocześnie jest subtelna, oszczędna i harmonijna. Utwory przepełnia melancholia i zwrócenie się do wewnątrz osoby przeżywającej absurdalne paradoksy związków z kochanymi ludźmi, i bolesne sprzeczności bycia człowiekiem. Plans We Made opisuje niemożność uwolnienia się od przywiązania, które nie może być zaspokojone. Live Another Life opowiada o konieczności odpuszczenia osobie którą się kocha i krzywdzi swoją miłością. Hit Easy mówi o autodestrukcji wynikającej z chęci ucieczki od cierpienia.
Mimo smutku i melancholii Son Lux promienieją nadzieją i energią. Myślę, że ten paradoks jest spowodowany niesamowitymi harmoniami i beatem, który na żywo jeszcze bardziej pobudza, jednocześnie uspokajając. Słuchając koncertu czułem, że przebywam w wielkiej grocie pełnej ech i dźwięków – jaskini, która mimo ciemności i aury samotności jest bezpiecznym miejscem. Przetworzony wokal Ryana Lotta tworzy niepokojącą linię, która drży i faluje, jakby jego głos załamywał się ze wzruszenia, ale jednocześnie przenikał go chłód elektronicznych zakłóceń. Gitara Bhatii i rytmy Changa są wspaniałym tłem, ale często też wyrywają się na wierzch w wirtuozerskich wybuchach. Muzycy często łamią rytm i harmonię, tworząc niepokojące dysonanse, które jednak po kilku dźwiękach rozwiązują się w zaskakujący sposób balansując pomiędzy chaosem i porządkiem. Doskonale słychać to było we wręcz symfonicznym Unbind, którym zakończyli koncert. Ryan Lotta powiedział, że ten utwór był fundamentem jedego z motywów z filmu “Wszystko, wszędzie naraz”, i pierwszym, który twórcy wysłali reżyserowi po przeczytaniu dziwnego scenariusza.
Koncert w Kwadracie brzmiał świetnie, i mam nadzieję, że Son Lux wrócą do Krakowa. Jedyne zastrzeżenie, które przychodzi mi do głowy to takie, że zespół o takim brzmieniu powinien mieć bogatsze efekty świetlne na scenie.