Michał Wójcik, czyli Luperman, otworzył swój supportujący set instrumentalnie. Potem poszły zapętlone na loop i gitarę Droga, Korzenie i Deszcz, który w połowie przeszedł niestety w tryb unplugged. Bez świadomości samego muzyka, ale przy wyjątkowo kulturalnym skupieniu i oczekiwaniu publiki. Założę się, że nie wszyscy od razu złapali, że nie była to planowana część występu, i że nic więcej już raczej nie nastąpi. Łapaliśmy więc głuche dźwięki ze sceny, choć szkoda nieskończonego, dobrego występu. Czasem technika przypomina, że napięcie to ważna rzecz. To koncertowe, tak rozpoczęte, już jednak z nami zostało.
Spięty wyraźnie Kraków lubi, a krakowska publika to uczucie odwzajemnia. W końcu to tu drugi raz już wpada po premierze „Heartcore” – poprzednio w październiku 2023. Teraz Hubert z zespołem dobijają do połowy wiosennej trasy.
Nie ma potrzeby głębokiego wchodzenia w samą setlistę. „Heartcore” odegrany co do utworu, z którego można co najwyżej wyróżniać te ulubione, bo Spięty ma tak zsynchronizowany zespół, że zgranie ogrywają set na poziomie stale wysokim. Jeśli dodatkowo sprzyja temu świetne nagłośnienie, a takie oferuje Klub Studio, to dostajemy pakiet kompletny. I wtedy można spokojnie zatopić się we wzruszającym Blue, wciągnąć w grosłowne Halo, Pana Piotrusia Pana czy Robaczewskiego (te niewidzialne chórki żeńskie). Pomiędzy nimi przypomnieć kilka fajniejszych fragmentów z poprzednich dwóch płyt, bo Spięty spina set ze wszystkich trzech, włączając z „Antyszant” nie tylko Ma czar karma (ten wolę w granych kiedyś wersjach surowszych), ale też Morże czy Trafiony-Zatopiony. Z „Black Mental” trudno już chyba wyobrazić sobie koncert bez Lejców które leczą, przy których kto nie skacze, tego… lejcami. Fantastycznie zabrzmiał Wanted, czy bujająca Trybuna Małpoludu. Jeśli tego wszystkiego było komuś mało, to na koniec wypaliła dansingowa petarda, czyli Jesteśmy na wczasach Wojciecha Młynarskiego. Przyznam, że dawno się tak nie ubawiłem z rodzimym coverem, choć nie przetworzonym przecież ponad miarę. Rewelacyjny pomysł na koniec i porzucenie tłumu w tak imprezowym nastroju. A niech Cię…
Spięty nie strzępi języka pomiędzy utworami, nie sili się na dykteryjki i inne niemuzyczne przeszkadzajki. Na scenie nie jest jednak artystą nieobecnym, a żyje energią publiki. Pozwala przemawiać słowom, które już wcześniej dla niej wymyślił, a które sama publika pomaga mu od czasu do czasu pakować w muzykę. Tę, którą towarzyszące mu orkiestrowe trio: Bartek Kapsa (perkusja, sampler), Mikołaj Anton Zieliński (bas, klawisze) i Patryk Kraśniewski (klawisze), perfekcyjnie wykonuje. Jak oni to robią, że będąc na kolejnym koncercie, zaraz po wyjściu chce się więcej?