Intro
To będzie recenzja z perspektywy kogoś, kto, choć dopiero niedawno dowiedział się czym są skrecze, wychował się na tekstach Zeusa i dorastał chłonąc ich przesłanie. Muzykę Zeusa poznałam będąc uczennicą nieistniejącego już przybytku gimnazjum, więc moja przygoda z jego twórczością trwa od ponad dekady. Sporo, ale w prawie 25-letniej karierze Zeusa to ledwie mgnienie.
Nie pamiętam, od której piosenki się zaczęło, ale premierę utworu Będziemy dziećmi z okazji dnia dziecka 2015 roku oglądałam już świadomie. To było na długo przed moim wejściem do muzycznego świata, przed kupowaniem płyt i chodzeniem na koncerty. Jedyne, czym Zeus mógł mnie przekonać, nie był jego image, ale wartościowe teksty i dobre brzmienie. Wtedy tego nie wiedziałam, ale zaczęłam interesować się muzyką Zeusa będąc dokładnie w takim wieku jak on, gdy zaczynał karierę. A ja nastoletnie dyskusje o życiu z rówieśnikami prowadziłam cytując wersy z jego piosenek, jako własne poglądy. Po latach, wcale się tego nie wstydzę, choć większość z nich w pełni zrozumiałam dopiero po czasie. Niektóre pewnie dopiero zrozumiem. I wciąż zdarza mi się cytować w rozmowach teksty piosenek, ale już zaznaczam, że napisał to ktoś inny.
O płycie
Moje oczekiwania wobec najnowszej płyty Zeusa „Zeus. Czas na mnie.”, wydanej po czteroletniej przerwie, były duże i rosły wraz z ujawnianiem kolejnych szczegółów. Skutkowało to też wieloma obawami, bo im większe oczekiwania, tym łatwiej o zawód. Album został podzielony na dwa osobne CD – stronę ciemną i jasną. Adekwatnie do nazwy, krążki zostały wydane w kolorze czarnym i białym. Gdy informacja o tym wyszła na światło dzienne, wraz z premierą rewelacyjnej piosenki Spitfire byłam pewna, że na ciemnej stronie usłyszymy wściekłego, „złego” Zeusa, a strona jasna będzie pogodna i utrzymana w klimacie płyty z 2015 „Zeus. Jest super.”. Mówiąc prościej: że będą to utwory o szczęśliwych chwilach, skonfrontowane z tymi, które opisują momenty bardzo trudne, jak np. kultowa w środowisku fanów Zeusa, wydana w 2012 „Hipotermia”.
Ciemna strona oznaczona jest numerem 1, i to od niej należy zacząć odsłuch. Na początku rozlega się odgłos tykającego zegara i mniej więcej do połowy płyty faktycznie słyszymy wściekłego Zeusa, który z brutalną szczerością i pewnością siebie wchodzi na scenę i przy energicznym, ostrym podkładzie, jasno demonstruje poglądy: Moja muzyka, to jest czysty żywioł, iskry idą, kręcę tym jak spinny b-boy. Twoi eksperci tylko liczby widzą, jakby im się opłaciło, byłbyś frytkownicą. Myślisz, że jesteś artystą, bo masz branie tu? What’s true? Jesteś dziwką i masz ‘randewu’!
Dwukrotnie Zeus zgryźliwie odwołuje się do 2021 roku i drugiej edycji #hot16challenge, z którym równocześnie prowadzona była zbiórka pieniędzy na pomoc pracownikom służby zdrowia w walce z koronawirusem. W akcję, pierwotnie związaną ze środowiskiem raperskim, włączyli się niemal wszyscy celebryci, artyści, politycy, w tym prezydent Andrzej Duda, nominowany właśnie przez Zeusa. Hot16Challange mnie brutalnie nauczył, jak nic wcześniеj, media są ściekiem i rzеką popłuczyn. Clickbait, to ścierwo to ich nowy bóg, czy to recenzja, czy news, to musi zrobić szum.
Mniej więcej od połowy „ciemnej strony”, do brutalnej szczerości i gniewu Zeusa wkrada się jednak to, co zawsze sprawiało, że jego muzyka Była ze mną, kiedy wiodło się dobrze i gdy świat mi się na głowę walił (ODP2/2015). Powodem, dla którego twórczość tego łódzkiego artysty towarzyszy mi w wielu ciężkich chwilach, jest przesłanie „będzie lepiej”, kończące niemal każdy jego najsmutniejszy kawałek. „Ciemna strona” nie jest wyjątkiem i w drugiej połowie przechodzi transformację w smutne, pełne nostalgii spojrzenie w przeszłość, jak w piosence Duchy. Następnie ewoluuje już w pełni pozbawioną złości, pozytywną wizję przyszłości, co widać po tytułach kończących pierwszą płytę – Wrócimy silniejsi czy Wszystko jeszcze przed nami. Jutro wrócimy silniejsi, tylko doda nam charakteru parę blizn i szram, wrócimy mądrzejsi o te parę lat, parę lekcji, które dał nam świat. Nie damy się presji!
Strona jasna nie jest wyłącznie zapisem pozytywnych momentów i krążkiem, który nadawałby się jako podkład taneczny na imprezie. Też zaczyna się od tykania zegara i jest kontynuacją nostalgicznego wspominania przeszłości. Choć nie brak opisów licznych niepowodzeń, to na drugim krążku Zeus wspomina te przyjemniejsze rzeczy i czyni to w o wiele pogodniejszy sposób. Pozytywne patrzenie w przyszłość nie jest już tylko dodatkiem, a główną maksymą praktycznie każdego utworu. Życie nam daje lekcje, ale rzadko z bliska widać ich sens, więc tracąc nie wiesz, że coś możesz zyskać.
Jeden z utworów nawiązuje tytułem do Wu-Wei, podstawowej zasady taoizmu, mówiącej, że rzeczom trzeba pozwolić istnieć zgodnie z naturą, a zdarzenia mają biec tak, jak same biegną, bez ingerowania w nie i narzucania czegokolwiek. To jeden z sześciu utworów w których możemy usłyszeć wspaniały wokal Justyny „Kuśmierczyk” Rutkowskiej – prywatnie małżonki Zeusa. Niby nic, ale uważam, że utwory tworzone z przyjaciółmi i rodziną zawsze brzmią lepiej. Słychać w nich świetną zabawę i przyjemność tworzenia, która jest czymś więcej niż pracą, no i twórczość produkowana przez osoby, które dobrze się znają i ufają sobie, jest zawsze bardziej spójna. Jasna strona kończy się wdzięcznością za teraźniejszość i zrozumieniem, że nasza osobowość i charakter to powód zarówno miłości, jak i nienawiści pewnych osób. Trzeba to zaakceptować i po prostu być sobą. To też przesłanie, że życie to indywidualna podróż każdego z nas, we własnym tempie. Nie warto oglądać się na innych. Idę w tempie w którym sam chce iść, cudzy bieg nie znaczy dla mnie nic. Jak we wszystkich w życiu tak i w tym, każdy znaleźć musi własny rytm. Też idź w tempie w którym sam chcesz iść!
Outro
Warto docenić piękne wydanie albumu, przywodzące na myśl, nomen-omen, album ze zdjęciami. Parę pustych stron sugeruje, że to tylko część historii, ale może to być również zachęcenie fanów do wklejenia własnych wspomnień. Zdjęcia artysty to wizualna podróż przez życie artysty, która świetnie współgra z taką samą muzyczną podróżą na płycie. Do wersji premium dołączona jest EP-ka „Zeus. 5 minut po czasie. EP”, zawierająca 5 dodatkowych utworów: Guru, No to hop, Być sobą, Prawdziwy świat i Nowy Belgrad. Znajdziemy na niej zarówno zadziornego, niegrzecznego Zeusa z ciemnej strony, jak i jego spokojniejsze wydanie.
Obie części płyty to całokształt, jak Yin-Yang – dwie przeciwne, lecz uzupełniające się siły, które nie mogą bez siebie funkcjonować. I tak jak w Yin jest cześć Yang, a w Yang jest część Yin – jak noc rozświetla blask księżyca, a słoneczny dzień może okryć się cieniem, tak po ciemnej stronie płyty Zeusa znajdziemy pozytywną perspektywę przyszłości, a po jasnej, ciemne momenty zwątpienia i trudności. Gdy Zeus przed premierą pytał fanów, czy bardziej czekają na stronę jasną czy ciemną – to w serwisie YouTube większość, bo 57% osób zagłosowała za stroną ciemną. Ja byłam osobą która nie potrafiła się określić, sądząc, że będzie to oczywisty podział na „złe” oraz „dobre” emocje, a parafrazując postać Michaela Sheena z serialu „Good Omens” – Człowieczeństwo to bycie złym i dobrym jednocześnie. I dokładnie tym jest najnowsza płyta Zeusa. Nie rozróżnieniem na jasne i ciemne strony, niesprawiedliwym podziałem sugerującym, że są złe i dobre emocje. Nie. Jest długą, muzyczną podróżą przybierającą kształt sinusoidy i prowadzącą w dół przez momenty zwątpienia i smutku oraz w górę, przez sukcesy i radość, by na końcu uświadomić słuchacza, że wszystkie te momenty, wszystkie te emocje są równie ważne.
Przesłuchuję tę płytę zawsze w całości i za każdym razem kończę z innym samopoczuciem. To doskonała płyta do słuchania w momentach, gdy czeka nas wielka zmiana. Bo o tym jest. Że życie to proces, że nic nie jest na stałe. W mojej opinii to najbardziej dojrzała płyta Zeusa. Najbardziej przemyślana i spójna. A w wielu piosenkach można usłyszeć wersy z poprzednich utworów artysty, co sprawia, że podróż przez jego życie staje się w ten sposób naszą podróżą.
Autorka: Irena Łucka