Niezwykle rzadko się zdarza, by wydarzenie, w którym będę mógł wziąć udział, od początku budziło tylko pozytywne emocje. A z widowiskiem Zrozumieć Śląsk tak właśnie było, bo kredyt zaufania dla wizji łączenia rzeczy niełączonych, którą proponuje L.U.C., miałem spory (nawet, jeśli jego wcześniejszy projekt nie porwał mnie tak bardzo, choć doceniam). Od początku też chyba było pewne, że zaproszeni do niego artyści nie mogli tego po prostu zepsuć.
Jedyny znak zapytania siedział w sposobie, w jaki opowiedziana może być złożona i niełatwa historia regionu – doświadczonego powstaniami, wojną, okresem komunizmu, ale też z dość wyrazistymi latami 90., szczególnie w kulturze. Bo ostatniej dekady XX wieku byłem pośrednio świadkiem, uczestnicząc w niej m.in. jako katowicki student. Można się było też zastanowić, czy tych grzybów w (artystycznym) barszczu nie będzie za dużo, ale intuicja organizatorów i pomysłodawców nie zawiodła i wątpliwości szybko zeszły na daleki plan.
Jako preludium przed właściwym przedstawieniem (nie wiem, czy taka nomenklatura nie będzie najwłaściwsza) usłyszeliśmy skład PasiMiTo, którego muzycy ilustrowali muzyką projekcję 3D komiksów z serii “Niczego sobie. Komiksy o mieście Gliwice”. Po nich niezapowiedziani wcześniej Oberschlesien, z występem który mógłby spodobać się fanom Rammsteina (Annaberg). W nieco bardziej liryczny i swojski nastrój wprowadziła nas za to Kapela Fedaków, co zapowiadało jak bardzo zróżnicowany będzie to wieczór.
Koncert poskładany był z części nieoczywistych, muzycznych kooperacji, z najsilniejszym akcentem na podkreślenie fenomenu społeczno-kulturowego Śląska lat 90. i początku 2000. Oznaczało to, muzycznie, mocno rozpychający się rap, który tym razem służył za komentarz w wielu wymiarach, a szczególnie artystycznym.
W ciągu blisko dwóch godzin, Zrozumieć Śląsk pomagały udane, a nierzadko porywające wręcz kooperacje. Ciekawie wypadł duet Kasi Mos i Grubsona w Piątej Stronie Świata (z rep. Miuosha z Janem Skrzekiem). Grubson pojawił się jeszcze w swoim sztandarowym Śląskim rejwachu. Mogła podobać się piosenka Nim wstanie dzień Edmunda Fettinga w interpretacji Kasi Mos, czy pieśń Kajze mi sie podzioł mój synocek Karoliny Czarneckiej, znana m.in. z III Symfonii Henryka Mikołaja Góreckiego i filmów Kazimierza Kutza. Kasia Lins z Czesławem Mozilem nie wycisnęli wiele dobrego z republikańskiego Kombinatu, który nawet zestawiony ze śląskim krajobrazem fabrycznym, potrzebuje innego rodzaju mocy. Podczas tego wykonania pod scenę, jak na defiladę, wmaszerowały orkiestry górnicze, które były ważnym składnikiem instrumentalnego chóru tego wieczora.
Bardziej zwyczajnie wypadł Acidland (Myslovitz) w wersji Organka, ale już jego Czarna Madonna zabrzmiała przejmująco. Dobrze i naturalnie niósł się Czesław śpiewający swoją Maszynkę do świerkania, tym razem z towarzyszeniem akordeonu Jakuba z Kapeli Fedaków. W obu przypadkach własny repertuar wyszedł na lepsze, i świetnie wpasował się w wyświetlany śląski krajobraz. Z innych utworów własnych można jeszcze odnotować Kasię Lins i jej Koniec świata (w duecie z Piotrem Roguckim), oraz Katarzynę Czarnecką (Chwytaj ten stan).
Do największych pozytywnych zaskoczeń wieczoru wskoczył Piotr Rogucki śpiewający List do M. Dżemu, który jest muzyczną wizytówką regionu. I choć wyglądał na nieco zmęczonego, samemu przebojowi dodał przejmującej świeżości. Najlepszym fragmentem kooperacji były Pociągi towarowe Jakuba Skorupy zjednoczone z Odjazdem Renaty Przemyk. Zgrało się to nieporównanie lepiej niż możliwe połączenia naszego rodzimego przewoźnika. W rolach głównych sam Jakub Skorupa i Misia Furtak. Przeszywające były oba wejścia Krystyny Prońko, która, w fenomenalnej dyspozycji wokalnej, pokazała olbrzymią, choć spodziewaną przecież klasę. Jej oba psalmy – Stojących w kolejce i O gwieździe (ten drugi zaintonowany na tle wielkiego napisu „nadzieja”) były jak hipnotyczne hymny, przy których, pomimo nośności, mimowolnie znieruchomiałem w zasłuchaniu.
W drugiej części koncert przybrał barwy rapu, co w pewnym momencie było nawet lekko za głębokim ukłonem. Nie jestem do końca pewien, czy w tej części widowisko pomogło wszystkim zrozumieć historię Górnego Śląska, czy była to raczej ważna lekcja z historii polskiej muzyki. Nie żeby artystycznie koncert siadł – nic z tych rzeczy, nieco mniej jednak odnalazła się w tym repertuarze starsza część widowni. Dla młodszej – uczta! Na scenie pokazali się Pokahontaz (404, Sojusz oraz zagrane z Leszkiem Możdżerem Życie jest piękne), Paktofonika (Chwile ulotne z FejzJESTM), Abradab (solo, w Miasto jest nasze), Kaliber 44 (Brat nie ma już miłości dla mnie i Normalnie o tej porze). Odczytałem to jako uhonorowanie sceny, która swego czasu wszczepiła śląskiej kulturze muzycznej nowe serce, dzięki czemu wszyscy ci muzycy wpisani są w DNA współczesnego Śląska.
Koncert Zrozumieć Śląsk podzielony był na epoki, burzliwe często, ale arcyważne dla rozwoju i historii regionu rozdziały opatrzone hasłami takimi jak „wojna”, „komuna” etc.. Związane nierozerwalnie z przemysłem, trudami budowy, a potem wychodzenia z narzuconego ustroju, aż po trudny pierwszych lat wolnościowych. Opowiedziane świetnym obrazem (wygenerowanym przez AI), tak samo wyjątkową muzyką, którą dyrygował Łukasz L.U.C. Rostkowski (kwartet smyczkowy orkiestry AUKSO i otwarta orkiestra orkiestr Rebel Babel Ensemble), a także zaproszone do współuczestnictwa orkiestry: KWK Rydułtowy, KWK Marcel, KWK JasMos, KWK Sośnica, Huta Łabędy.
Wspaniałe wydarzenie pod każdym względem – wizualnym, aranżacyjnym, i historycznym – dla mnie szczególnie w odwołaniu do muzyki. (Chyba) nie do powtórzenia.