Pokaźna grupka fanów stała przed klubem już przed godz. 19:00. Ze środka słychać było odgłosy próby – fajny przedsmak dla czekających, którzy przy tych dźwiękach śpiewali i tańczyli. Pół godziny później Pola Nuda oznajmiła 15 minut opóźnienia, a w ramach „rekompensaty” dostaliśmy dwa pudełka pizzy do podziału.
Chwilę po 20:00, Wyspą cnoty, w specyficznym dla siebie stylu set zaczęła Pola Nuda. Potem Kuchnia fusion, po której przyszedł Twój stary, który – jak przyznaje artystka – napisała dwa lata temu pod prysznicem, i który dotąd nie został wydany na żadnej platformie streamingowej (planuje go wydać z podkładem orkiestry lub bogdana sėkalskiego). W trakcie setu w tle podziwialiśmy nagrania z dancingów, które robiły świetny klimat pod jej piosenki i słowa (szczególnie tę ostatnią, czyli Twój stary 10 lat temu). Dalej zaśpiewała Przyjaciółkę oraz Meduzę, przy której publika mocno ożyła, choć najwięcej ruchu dostarczyła Królewna z bursztynu, jako że Pola wymyśliła do jej refrenu specjalny taniec, którego nauczyła publikę przed jego wykonaniem. Widać było, że efekt ubawił samą Polę. Przyszedł czas na Cytrusy, wspólny hit z Frankiem, który wszedł na scenę i w duecie, razem z fanami, wprowadził nas w iście letni klimat.
Ok. 20:30 na scenę wyszli Młody Budda i Jaś Dąbrówka (na trasie gościnnie jako perkusista, znany z występów z bogdanem sėkalskim). Usłyszeliśmy, że Franek potrzebuje chwili na rozgrzanie głosu (po przebytej niedawno długiej chorobie), jednak muzycy nie zostawili publiczności samej i zaczęli jammować, co przyjęte zostało całkiem entuzjastycznie. Gdyby chcieli kiedyś zrobić typowe jam session, zebraliby dużo chętnych. Ba! Sama bym poszła! Nim się obejrzeliśmy, na scenie był już Franek, z laptopem, na którym obsługiwał część wizualną występu. Zaczęli od Sześciu słońc, przy których pierwsze niemuzyczne zaskoczenie: animacje z angielskimi napisami, dopasowanymi pod zagranicznych fanów. Razem z energią płynącą ze sceny, FWiMB płynnie przeszli na drugą (chronologicznie z „Komputer EP”) Kup warzywa. W wirze szaleństwa Młodemu Buddzie pękła struna w gitarze, którą szybko udało się wymienić, bo w kolejce były już Największy pomidor na świecie, Oczy oraz Duża głowa. Franek stwierdził, ze powinni zacząć robić stand-uperskie wstawki na koncertach, a gdy ktoś z tłumu krzyknął „Story time!”, Franek wspomniał o pierwszej wizycie w tym miejscu, z 2019 roku, przy okazji wystawy swoich obrazów w Czasoprzestrzeni.
„Wiecie, jakie wczoraj było święto?” No tak, 21 października to Światowy Dzień Kartofla, wiadomo więc, co zagrają. Od początkowych nut Święta ziemniaka, które uderzyły w publikę, piosenka wybrzmiała jako jedna z najgłośniejszych tego występu. Przy ostatnim refrenie Franek zszedł w tłum i śpiewał razem z fanami (na co udało mi się załapać), podczas gdy w tle sceny ciągle leciała kultowa animacja z ziemniakami maszerującymi z polskimi flagami. Wszyscy byli wniebowzięci! Po nich wybrzmiały Kredki, które – jak się po fakcie okazało – zniszczyły perkusiście membranę, oraz Pies kosmita, ze specjalną animacją przedstawiającą przylot na Ziemię psa w UFO. W połączeniu z głównym niebieskim reflektorem i migającymi, mniejszymi, robiło to super klimat. Po nich Franek poprosił o zgaszenie świateł i włączył animację, której chyba nikt się nie spodziewał – fragmenty rozgrywki z gry „Slender: The Eight Pages”. Śledziliśmy więc, oczami głównego bohatera, poszukiwania kartek przybitych do drzew w ciemnym lesie. Gdzieniegdzie widać było czyhającą tytułową postać, ale potem animacja się zapętlała i nikt nie wyskoczył z ekranu (uff!). Dało się za to usłyszeć znajome nuty Grzybobrania, choć utwór został wykonany w kompletnie innej, krótszej aranżacji, niemal jak performance teatralny. Obaj artyści położyli się na ziemię, a klęczący i zginający w pół Franek krzyczał do mikrofonu (używając całej mocy płuc i najwyraźniej ciała oraz duszy – chyba nigdy nie słyszałam, żeby aż tak krzyczał). Było to nietypowe przeżycie, choć ja uwielbiam oryginalną wersję i brakowało mi skakania do refrenu. Ciekawe, czy zostaną przy tej konwencji, czy na kolejnych koncertach będą grali go w standardowej wersji.
Singiel, który niedawno ujrzał światło dzienne, czyli Polska złota jesień, artyści wykonali z Polą Nudą, i po reakcji publiczności widać było, że dobrze się przyjął. Po nim Franek włączył w tle tutorial z cyklu „jak naprawić przeróżne dziury w spodniach”, i domyśliliśmy się, która piosenka zaplanowana jest jako kolejna. Zanim to, Młody Budda zagadnął Franka nt. innej, brakującej, ale znaczącej, piosenki – Komputer, co szybko naprawili. Po niej faktycznie zagrali już Dziury, a na koniec energetyczne Wykopki, przy których tradycyjnie uformowało się niezłe pogo!
Zejście ze sceny nie oznaczało definitywnego końca tego koncertu, bo cała trójka, niesiona entuzjazmem publiczności, ponownie na nią weszła. Na pytanie Adama o to, czego jeszcze nie grali, tłum odpowiedział kilkoma tytułami (m.in. Szkoła, Do widzenia, Napad na bazar). Budda studził, że nie mogą niestety zagrać wszystkiego, ale wybiorą dwie piosenki. Pierwszą była Szkoła, zaaranżowana w jeszcze luźniejszej formie, gdzieś pomiędzy luźnym jammowaniem a reggae (co dało ciekawy efekt). Następnie wybrzmiało Do widzenia, które byłoby wręcz idealnym pożegnaniem, gdyby artyści nie poszli o krok dalej i zaskoczyli publikę Napadem na bazar. To zwiększyło pokłady energii i entuzjazmu, które wszyscy z siebie wykrzesali, by móc skakać i krzyczeć na całe gardło „Strzelam z pora, dawaj k***a pomidora!”.
Tekst i zdjęcia : Patrycja Drabik