Pierwszy z nich, Manuel Göttsching, zmarł 4 grudnia, choć wiadomość o jego śmierci przyszła do nas kilka dni później. Związany z krautrockowym Ash Ra Tempel, który założył z Hartmutem Enke i Klausem Schulze, niemiecki muzyk i gitarzysta awangardowy, który poruszał się po światach rocka, elektroniki, ale też minimalizmu i ambientu.
Göttsching współtworzył undergroundową scenę Berlina Zachodniego lat 70. Po okresie współpracy z innymi muzykami, komponował już pod własnym nazwiskiem, zaczynając od solowego debiutu „Inventions for Electric Guitar” (1975). Do klasyki przeszedł jego album „New Age of Earth” (1976), arcydziełem był monumentalny, 60-minutowy „E2-E4” – najlepszy przykład nietuzinkowego myślenia o muzyce, nie tylko w jej elektronicznym wymiarze (a nawet – rozmiarze).
Myśląc o twórczości Angelo Badalamentiego, na pierwszy plan wysuwa się jego arcytwórcza współpraca z Davidem Lynchem. I to jest oczywiście dobry trop, ale nie można zapominać, że Badalamenti był kompozytorem kompletnym, i wszechstronnym. Niewielu umiałoby połączyć trzecią część Koszmaru z ulicy Wiązów, z komedią National Lampoon’s Christmas Vacation, Arlington Road i muzyką do seriali telewizyjnych, innych niż Twin Peaks. Dochodzi do tego kooperacja Badalamentiego z Marianne Faithfull, Pet Shop Boys, Anthrax czy Paulem Mc Cartneyem. I oczywiście zmarłą w czerwcu tego roku Julee Cruise, która rozkwitła artystycznie współpracując z tandemem Badalamenti-Lynch. Badalamenti stał się jednak przede wszystkim mistrzem muzyki filmowej dla fanów twórczości Davida Lyncha, komponując dla niego przez ponad trzy dekady.
Manuel Göttsching miał 70, Angelo Badalamentiego zaś 85 lata.