STRONA A: HEAVY
Muzobar: Nie zapytam, skąd pomysł na festiwal, ale o to, co sami napisaliście: Heavy Pop Fest to inicjatywa „kierowana potrzebą zaprezentowania nowego podejścia do sceny muzycznej w Polsce”. Na czym polega to podejście i czego dotyczy – krakowskiej sceny muzycznej, czy festiwali?
Grzegorz/WAVS: Tak naprawdę mógłbym odpowiedzieć na dwa sposoby. Jak przedstawiliśmy to na stronie festiwalu, to jest troszeczkę zjadliwa wersja tego zamysłu, przystępna, którą będzie się dało zrozumieć. Wydaje nam się, że nie ma w Krakowie wydarzenia, które by łączyło gatunki w sposób, w jaki my je łączymy. Wszystkie zespoły na Heavy Pop Fest to zespoły, które lubimy i z którymi graliśmy lub się kolegujemy. Są fajne w jakiś sposób i żaden z nich nie jest super rozpoznawalny, że tak powiem – w mainstreamie. Może The Cassino, bo wystąpił z Quebo na Narodowym czy z powodzeniem na OFF, ale generalnie to nie są duzi artyści. Natomiast mają wspólną płaszczyznę, która jest klejem, a to jest cecha, którą można znaleźć w naszej muzyce. Dla mnie tym klejem są smutne piosenki. I te zespoły, mimo że wykonują różne gatunki, to mają dosyć podobny output emocjonalny. To jest dla nas idea heavy popu. To znaczy – gdzieś tam jest ten pop, zespoły, które fascynują się muzyką popową, przebojową, gdzie jest dużo chwytliwych melodii, dość prostych w odbiorze. Pomimo tego sam przekaz jest trochę bardziej skomplikowany, trudniejszy. To nie są piosenki o kwiatuszkach, tylko czymś głębszym.
Przyznaję, że ta wielogatunkowość wydała mi się dość ryzykowna.
Wiesz – zamysł to jedno, ale pytanie, jak (i czy) dobrze odbiorą go ludzie.
No tak – z jednej strony Dom Zły, z drugiej Dziewczęta, a przecież lokalny (krakowski) rynek muzyczny do najłatwiejszych nie należy…
W stu procentach się z tobą zgadzam. Znamy ryzyko, ale też bardzo chcieliśmy zrobić coś swojego. Czujemy się z .WAVS trochę wyjątkowym zespołem, ale nie w kontekście muzycznym, tylko grupy ludzi, bo wszyscy graliśmy w bardzo wielu składach i tasowaliśmy się przez te wszystkie lata właśnie na krakowskiej scenie. Wiesz, granie w zespole jest trochę jak posiadanie paru nowych dziewczyn jednocześnie i utrzymanie nowych związków. Dogranie się czasowo, mentalnie. Dogranie wizji, bo każdy ma swoją ekspresję, którą chce jak najbardziej przelać. Tak naprawdę to znalezienie wspólnej płaszczyzny na tych wielu płaszczyznach, czyli swoistego kompromisu. Strasznie trudno, żeby się z tego nie zrobiła papka, bo kompromisy często niszczą ekspresję, i nie mówię tu nawet o muzyce, ale generalnie, w sensie dotarcia się osobowości.
Wasze osobowości się jednak sklejają.
Tak, i wydaje mi się, że Heavy Pop Fest wyszedł wyłącznie dlatego, że przez lata tak strasznie pracowaliśmy nad naszymi relacjami. Ta konfiguracja ludzka to jest taki nasz ostateczny test, bo tak naprawdę jesteśmy paczką absolutnie najlepszych przyjaciół. Nigdy nie sądziłem, że będę miał taki zespół.
Który, jak się okazuje, od ładnych kilku lat sprawnie działa.
Przez ostatni rok czy dwa, właściwie od wyjścia płyty „Heavy Pop”, wszystko się nawet bardziej ustabilizowało. I nie chcę, żeby to zabrzmiało banalnie, ale czujemy, że to jest trochę taka bajka, w której, jak często bywa, wpadasz na, być może, taki trochę… głupi pomysł (śmiech).
Odważny, rzekłbym.
Mamy tego pełną świadomość, ale wierzymy w niego i po prostu chcemy to zrobić. Czujemy, że możemy. W tej silnej konfiguracji ludzkiej. Nasza przyjaźń, ten klej sprawia, że wydaje nam się, że jesteśmy w stanie to udźwignąć.
Trudno przekonywało się różne podmioty, by finansowo wsparły wasz pomysł?
Bardzo różnie, często był to raczej zbieg okoliczności, i generalnie tak to wygląda. Od początku nastawialiśmy się na to, że będziemy zdani przede wszystkim na siebie. Takie są realia, że nie bardzo da się pozyskiwać środki na imprezę, która jest bardzo dużą niewiadomą. Na ten moment tak naprawdę wszystko w ramach DIY.
STRONA B: POP
Powiedziałeś, że po „Heavy Pop” nastąpiła stabilizacja, choć mam wrażenie, że raczej przyspieszenie. Stąd, nawiązując do tego, o czym też wspomniałeś, że na waszym festiwalu wystąpią zespoły jakoś tam już zauważone, to przecież z wami jest podobnie. Skąd więc headlinerzy – The Cassino i Dom Zły. Nie chcieliście tego wyrównać?
Były pomysły, żeby wszystko wyrównać, np. na plakacie wszyscy mają jedną czcionkę, ale stwierdziliśmy, że The Cassino i Dom Zły to, z naszej perspektywy, wyjątkowe zespoły. Poza tym, stawiając ich obok siebie jako headlinerów, chcieliśmy zaznaczyć stronę „heavy” i „pop”. Chociaż ich ekspresja emocjonalna jest bardzo zbliżona, to jej forma już kompletnie inna. Chcieliśmy, żeby oba filary – heavy i pop – były łatwym odnośnikiem, bo jeśli byśmy wrzucili wszystkie zespoły jako „równoważne”, mogłoby to być mniej wyraźne. A tak? Jest festiwal, są headlinerzy, nie? (śmiech)
Mieliście problem z selekcją wykonawców? Z tego, jak mówisz o waszym zespole, to wybór chyba odbywał się na zasadzie większości głosów…
W tych kwestiach to my się dosyć dobrze dogadujemy. Zaczęliśmy od headlinerów, bo stwierdziliśmy, że na tym trzeba budować. Dosyć dobrze kolegujemy się z Domem Złym, z którym graliśmy koncert, chyba w marcu, w Krakowie. Już wcześniej poruszałem ten temat z Grzesiem Naporą (którego serdecznie pozdrawiam!), ale to były tylko luźne gadki. Oni byli wtedy przed trasą po Europie, więc dopiero po tym wspólnym koncercie więcej porozmawialiśmy, a potem odezwali się do nas, że „hej, w sumie – zróbmy to!” Kochamy was, wy nas, i zróbmy to. Dom Zły byli tym krzesiwem, bo pokazali nam, że jesteśmy w stanie ściągnąć świetny, wielki – z naszej perspektywy – zespół. Potem pomyśleliśmy o The Cassino, z którymi też zagraliśmy parę koncertów, i okazało się, że oni też są na tak.
Czyli muzycznie od początku wszystko szło po waszej myśli.
Nie tak gładko, bo nie mogliśmy się zdecydować na inne zespoły. Jakoś tak się potoczyło, że Dziewczęta robiły w tym roku reaktywację, a Marcin Giza i Kuba Tokarz są naszymi kolegami, więc let’s go! Super, bo kochamy Dziewczęta. Sad Smiles też się zgodzili i wow!, dla nas to był szok.
Kolejny zespół na fali w lineupie
Dokładnie tak, i do tego szło w miarę gładko. My też się zgodziliśmy zagrać (śmiech). Został Distrüster i… to był największy problem, ale już tłumaczę dlaczego. Bardzo chcieliśmy mieć zespół metalowy, bez żadnego bullshitu, tylko wiesz – żelbeton. No i nie dało się znaleźć takiego zespołu w Krakowie. Po prostu, nie ma bata. Wtedy Macias (wokalista WAVS – db) zaproponował chyba Distrüster, bo koleguje się z Uappą, i oni się zgodzili, po czym okazuje się, że chyba jednak nie mogą, z powodu planowanej trasy z Terrordome. Pomyśleliśmy wtedy: „o Jezu, szukamy od nowa”, ale po jakimś czasie okazało się, że jednak daty nie kolidują i zagrają. Największym „problemem” było więc znalezienie ostatniego zespołu, metalowego, który nam się tak bardzo podoba i z naszej perspektywy uzupełni formułę festiwalu. Koniec końców, udało nam się tę ciężką nogę złapać
BONUS: FEST
Skąd wybór miejsca (Hype Park) i daty? Musieliście się wpasować w dostępne terminy, czy przedłużacie letni cykl festiwalowy?
WAVS: To, z czego mogliśmy wybierać, było naszym pierwszym filtrem, bo tak naprawdę zaczęliśmy wszystko robić na początku tego roku. Z jednej strony chodziło o przedłużenie sezonu, ale nie stricte w wakacje. Chcieliśmy to zrobić we wrześniu, bo wtedy jeszcze często jest fajna pogoda – w ciągu dnia czujesz lato, ale noc przychodzi wcześniej, pod koniec miesiąca dni są jeszcze krótsze. Idealny balans, yin i yang w wersji heavy i pop. Chodzi więc o to, żeby nie zajechać ludzi pogodą, żeby mrok pojawił się wcześniej, ale było też trochę słońca.
Moim zdaniem Hype Park jest bezpieczną dla publiczności przestrzenią. Jaka będzie formuła festiwalu? Zespoły wyjdą jeden po drugim, planujecie na przykład konferansjerkę?
Rozmawialiśmy o tym i konferansjerki raczej nie będzie. Zespoły wyjdą jeden po drugim, po jakichś małych przerwach. Tak, jak mówisz, przestrzeń w Hype Parku pozwala poczuć się komfortowo, nawet podczas takich wydarzeń. Jest gdzie uciec od huku, więc jeżeli ktoś nie wytrzyma sześciu koncertów z rzędu, to bez problemu znajdzie miejsce, gdzie może sobie zwyczajnie posiedzieć i się zrelaksować. Planujemy też różne inne rzeczy do tej przestrzeni. Na ten moment nie mogę za dużo zdradzić, ale chcemy zaprosić osoby, które nie zajmują się muzyką, np. tworzą jakieś rękodzieło. Choć nie będzie to open air, na tyle, na ile jesteśmy w stanie, postaramy się przestrzeń Hype Parku wypełnić. Zresztą – to jest Kraków, wszyscy się znamy, będzie więc z kim pogadać.
Szykujecie niespodzianki, na zasadzie specjalnych kooperacji scenicznych?
Tego wolałbym nie zdradzać, chociaż mówiąc coś takiego już zdradzam. I tak, i nie, w sensie – bez wodotrysków. Mamy parę pomysłów na to, co się może zdarzyć, zwłaszcza że wśród zespołów mamy wielu dobrych kolegów.
Inne dodatki? Festiwalowy merch?
Tak, będą jakieś proste koszulki festiwalowe, tak na pamiątkę, ale celujemy raczej w merch zespołów. Wszyscy artyści, którzy będą występowali, mają własny, a Hype Park zaoferuje przestrzeń, w której będzie się dało dokonać transakcji w bardzo łagodny i przyjemny sposób. Nie będzie to na pewno indyjski targ. (śmiech)
Będzie za to muzyczna uczta. Na pewno. Dziękuję za rozmowę!
HEAVY POP FEST: 27 września, Kraków, Hype Park. Bilety do nabycia na stronie HEAVYPOPFEST.PL