Z jednej strony wyczekiwanie na „Blask” bliższe było więc pomieszaniem ekscytacji związanej z jakąś reinkarnacją projektów Joanny Prykowskiej (od Firebirds po Joanna & The Forests), i małej tęsknoty za kolejnym albumem od Hey. I pierwszy singiel, czyli fantastyczna Jaśniejąca, z gościnną Nosowską, zaspokajał wszystkie potrzeby. Najtrudniejsze było jednak pytanie: czego na dłuższą metę oczekiwać? I czy w ogóle się powinno?
Pierwsze trzy single tylko częściowo nakreślały, czym będzie „Blask” jako całość. A ten stanowi fenotypowy tygiel, który raz tchnie nowoczesnym w brzmieniu elektro-popem (tak gra polska młodzież), przy innej okazji odtwarza to, co najlepsze w synth-popie lat 80. To dziesięć piosenek, z których przynajmniej kilka ma potencjał na podbój jesiennych parkietów. Z liryką wypełnioną tęsknotami, obawami, i miłością.
Zaczyna się dynamicznie (Nie ruszaj się), z zaskakująco nisko wibrującym śpiewem Prykowskiej, z muzyką, w tempie której wpadamy w wir przebojowości lat 80. spod znaku a-ha (te klawisze!). I tak w co drugim kawałku, bo Anieli sprytnie przepletli swój „debiut” (wciąż w cudzysłowie) nastrojami. Drugi na płycie, Niemiłość, to już ewidentny miks Firebirds (lirycznie – „Do niej ślij proszę prosty, miłosny list, czułe zaklęcie, zapomniany gest”) i Hey (aranżacyjnie). Z Mów do mnie mów Anieli wchodzi na grząski grunt radiowego popu (do zapomnienia), zupełnie odwrotnie, niż w przypadku też przecież tanecznego Poświtu („Sama, nie sama, znowu uśmiecham się”). Miłosna ballada Pełnia wydaje się być młodszą siostrą Niemiłości, w tle której znowu przebijają znajome uderzenia klawiszy (Berlin?). Ja za to chciałbym więcej, i tylko takich numerów jak Czego nam brak. Bliskich Goldfrapp, intymnych i otwartych równocześnie. To tu Joanna Prykowska wznosi się na wyżyny swej wrażliwości, a Paweł Krawczyk fenomenalnie ubiera jej słowa w dźwięki. Tego słucham obsesyjnie.
Hey z Firebirds spotykają się jeszcze raz przy Przesileniu. Przedostatni Blask to z kolei najcięższy na całej płycie fragment, wycięty trochę z innej jaśniebajki. I znów wokal zdaje się wędrować po innych, niż wcześniej, rejonach, wyprowadzając słuchacza na pojedynczy spacer, i wchodząc jednocześnie w instrumentalny, niepokojący Brzask. Blisko ośmiominutowy Brzask, w którym zamknięty został i syreni śpiew, i wszystkie rozsiane po płycie dźwięki, a który zamyka premierowy materiał Anieli.
To płyta dopieszczona i dopracowana. Tam, gdzie musi, skrojona jest na przebój, z pozoru tylko upstrzony prostymi historiami. Tu pod prostymi słowami kryją się znacznie bardziej złożone opowieści, o samotności i trudnych do uchwycenia, często naiwnych zbiorach emocji. Z przyjemnością poddaję się tej płycie codziennie, i codziennie w różnych jej zakamarkach okazuje się, że jest inaczej, niż było wczoraj. Jeszcze nie wiem, czy nadal będę pielęgnował tęsknotę za wcześniejszymi wcieleniami Joanny Prykowskiej, czy wspólny projekt z Pawłem Krawczykiem będzie długo oczekiwaną, ostatnią przystanią. Teraz na pewno jest.