W płytę wprowadza nas ilustracyjny, frapujący, instrumentalny Pogłos, którego elektryczna struktura odpowiada słabo oświetlonej drodze w scenie z dreszczykiem (podobnie będzie w Vice). Jako drugi wyłania się – i to jest dobre określenie dla większości wchodzących po sobie kompozycji – singlowe Wołanie, jeden z najjaśniejszych fragmentów płyty. I to pomimo, że owo wołanie dochodzi z ciemnej strony natury. Ponad siedmiominutowa kompozycja to, do pewnego momentu, oszczędny, oparty na gitarze lament, podbijany wokalnymi pogłosami Klaudii i Pavua (z Decadent Fun Club). Nie słuchajcie tego pustymi nocami. A może właśnie tylko wtedy?
Dymy trochę za bardzo zbliżają się do popularnego dziś odłamu elektropopu, który podzielił muzyczną Polskę przynajmniej na pół. Podobnie, fragmentami, Staję się, które ostatecznie rozwija się w numer, w którym odnajdziemy i trochę house’u, i klubowego electro lat 90. Połamaną perkusję przynosi Jeśli, lecz w jego przypadku postawiłbym na jeszcze więcej strukturalnych przełamań. Idealnie opisuje ten stan sama Klaudia, powtarzając „chciałabym”, bo „leżeć ile mogę tak?”, i deklarując: „wstawać nie chcę znów”. Taka niepewna trochę jest ta piosenka. Inna, niż bardzo osobiste wyznanie w Płonę, które przenika każdą pozostawioną po ogniu dziurą (to z tekstu). Uciekam, z kolei, wydaje się w pierwszym odruchu numerem zamknięcia, tymczasem przechodzi w Outro, które przedłuża go o kolejne sześć minut. Zastanawiam się, czy nie lepszym zabiegiem byłaby zamiana kolejności tych utworów. Wolę, gdy muzycy zostawiają dla mnie na koniec jeszcze jedno, ostatnie słowo.
„Wołanie” pełne jest pojawiających się i zanikających dźwięków. Zanikających w przestrzeniach, oddalonych partiach wokalnych, czy wtapiających się pomiędzy inne dźwięki – szczególnie te, które same przesadnie się nie ukrywają. Wszystko to powoduje, że debiutanckiego krążka Cozy Moss można słuchać z zamkniętymi lub otwartymi oczami, bo duet zmalował go w taki sposób, by to obrazy stawały się dla jego muzyki tłem, a nie odwrotnie.
Cozy Moss tworzą Klaudia Miłoszewska i Maciej Skoczyński. Nad materiałem czuwali Cezary Zieliński i Kuba Korzeniowski. Płyta ukazała się nakładem Requiem Records.