30 lipca na terenie Zabytkowej Kopalni Ignacy w Rybniku odbyła się szósta edycja festiwalu sztuk industrialnych HOYM Industry FEST 6.
Rybnicki HOYM Industry Fest to nie tylko różne oblicza audiowizualnych i plastycznych sztuk industrialnych. HOYM to idea, by w jednym miejscu zmieściły się bardzo różne przestrzenie. Za nami szósta edycja jedynego takiego festiwalu, którego domem jest wyjątkowa sceneria Zabytkowej Kopalni „Ignacy” w Rybniku-Niewiadomiu.
Pierwsza edycja HOYM odbyła się w 2017 roku, a zapowiedziano ją jako wydarzenie mające łączyć „różne dziedziny sztuk industrialnych, pokazując jednocześnie piękno Śląska i wyjątkowy charakter przemysłu ciężkiego”. Ambasadorem muzycznej strony festiwalu został wtedy Tomasz Grochola z Agresssivy69, który z zespołem powrócił na rybnicką scenę w tym roku. Od początku centralnym punktem HOYM są koncerty. W 2017 roku swoje sety zagrali Agressiva69, Artur Rumiński, NightRun87 (który w ostatniej chwili zastąpił Roborga), Høst, Lugola i Tomasz Manderla W 2018 roku muzycznie festiwal uświetnili: Kuna, Fueling The Fire, Moloch, Anti-Terror i XENONY, a w kolejnym – Alles, In2Elements, Vacos Malcolm, Holew i Dead Factory. Podczas pandemicznej edycji AD 2020 scenę HOYM wypełnili Whalesong, pamiętający jeszcze początki lat 90. Jesus Chrysler Suicide, Dynasonic, Cassetter oraz rybnicki pianista i producent muzyczny Morte. I wreszcie rok 2021, ze składem: Düsseldorf, Bukowicz, Stealth, 10th Floor, Sunset i Nothing Has Changed.
Jak na festiwal (wszelakich) sztuk industrialnych przystało, muzyce towarzyszą wystawy, instalacje, budowle i warsztaty; wziąć można także udział w ciekawych wykładach i prelekcjach. Podczas pierwszej edycji „gwiazdami” były ponadto zabytkowe samochody, w 2018 po raz pierwszy na festiwal wjechały dawne sprzęty komputerowe. Commodore 64, Amiga czy Atari powróciły także w tegorocznej edycji, i trzeba przyznać, że przydaje to festiwalowi dodatkowego wymiaru, angażując w samo wydarzenie różne, często bardzo odległe pokolenia. A przede wszystkim zmysły.
Jak powiedział nam Andrzej Kieś, człowiek odpowiedzialny za to industrialne zamieszanie, organizacja każdej edycji niesie ze sobą innego typu wyzwania.
„Na początku chcieliśmy, żeby festiwal w ogóle się odbył, a następnie miał swoją kontynuację. Edycje czwarta i piąta przypadły na czas pandemiczny, który wymagał nieco więcej logistycznej ekwilibrystyki. Tym razem musieliśmy się zmierzyć z ekspansją działań artystycznych na większą ilość pomieszczeń składających się na kompleks Zabytkowej Kopalni Ignacy. Program był gęsty i zróżnicowany, mimo to udało się to jakoś okiełznać tak, by uczestnicy, artyści i prelegenci byli zadowoleni. Plany niestety pokrzyżowała pogoda, dopiero w okolicach koncertu Agressivy 69 przestał padać deszcz. Z tego powodu pozostaje wrażenie niedosytu, bo gdyby nie aura spokojnie moglibyśmy liczyć na wielokrotność tej frekwencji, jaką mieliśmy podczas HOYM Industry FEST 6. Z drugiej strony ci, co byli, w zdecydowanej większości wypowiadali się o festiwalu w samych superlatywach, co daje miłe poczucie, że robimy to dobrze oraz motywuje do dalszych prac nad rozwojem festiwalu”.
Z jednej strony więc niesprzyjająca aura (deszcz), z drugiej – weekendowa konkurencja w postaci innego festiwalu, w Mysłowicach. Jednak to organizatorzy HOYM mają atuty, których nie wahają się użyć, bo, jak powiedział nam Tomek Grochola, „W takim wspaniałym miejscu inaczej się gra swoją muzykę. Mam nadzieję, że było to słychać w A69”. I było, bo Agressiva69, która wróciła na HOYM, połączyła w swoim secie nowsze brzmienie („Dlaczego nie ty”), z republikańską klasyką („Kombinat”) i klasyką własną („Devil Man”). Trzeba przyznać, że zespół zagrał tak, jakby był właśnie w swojej najlepszej trasie koncertowej, na którą dostaliśmy bilet w pierwszym rzędzie.
Z pozostałych wykonawców, których pamięta jeszcze pierwsza edycja HOYM, wystąpił NightRun87 i zamykający koncertowy wieczór noise’owy Lugola. W zbudowanej przez tego pochodzącego z Tarnowskich Gór artysty ścianie dźwięków, znaleźć można było okruchy wydanego w ubiegłym roku albumu „You are not special”. A jeśli dodać do tego wyjątkową przestrzeń nadszybia szybu Kościuszko – trudno po takich odgłosach naprędce pozbierać myśli. Wspomniany już, gdański NightRun87 wystąpił jako drugi na scenie plenerowej, zabierając nas w instrumentalno-wokalny, nieco przearanżowany świat synthpopu lat 80. („Starships”, „Italora’84”). Gdyby tylko odważniej zatańczyć przy tym w deszczu…
Muzycznie festiwal otworzył pochodzący z Zawadzkiego Dawid Chrapla, na zaimprowizowanej mini scenie w sali dawnej sprężarkowni. Dzięki zarejestrowanym i zmiksowanym przez niego dźwiękom mogliśmy odtworzyć w głowach rytm zmechanizowanej pracy płynący z wymyślonej naprędce fabryki. Zapytany o wrażenia, tak mówił: „Przestrzeń kopalni Ignacy to idealne miejsce dla inicjatyw takich jak HOYM Industry FEST. Industrialny klimat miejsca współgrał z występującymi tam wykonawcami, a całość – co było widać – robiła wrażenie zarówno na artystach, jak i publiczności.
Scenę plenerową jako pierwszy sprawdził w tym roku Favorit89, cyberpunkowy przedstawiciel nowoczesnego synthwave’u z Dąbrowy Górniczej. Jego kompozycje mogłyby być ilustracją niejednego futurystycznego obrazu, nawet wtedy, kiedy wzbogaca elektronikę partiami gitarowymi. W rozmowie z nami artysta pochwalił zresztą organizację HOYM, samo miejsce i zebrany lineup.
Jeden z dwóch występów odbywających się w nadszybiu dał bydgoski kwartet Kontagion. Ta piorunująca mieszanka post metalu z partiami industrialu skutecznie zatrzęsła szybem. Zagrane na żywo utwory z wydanego niedawno kooperacyjnego „Fatigue & Kontagion” były, po wcześniejszych koncertach, niczym przejście z krainy łagodności do bram HellFestu. Po tym, jak opadł kurz i pył rybnickiego festiwalu, Łukasz „Piehoo” Pieszczyński z Kontagionu oceniał całość w samych superlatywach. „Pierwszorzędna współpraca ze strony wszystkich osób odpowiedzialnych za organizację. W rezultacie – komfort podczas przygotowań i przede wszystkim grania. Miejsce nieziemskie, klimatyczne, bo w końcu trafiliśmy tam gdzie trzeba. Ogarnięty akustyk, dźwięk i światło pierwsza klasa, wysoki poziom pozostałych artystów. I last but not least – publika, której nasza propozycja najwyraźniej przypadła do gustu”. Nic dodać.
Zanim zgasił światło, najpierw ją rozświetlił. Pochodzący z Katowic Larmo był ostatnim tego wieczoru artystą na scenie plenerowej. Tworzący od ponad 20 lat, tym razem pokazał się w projekcie, którego rdzeniem jest świdrujący elektro-hałas. Jeśli tak wygląda przyszłość niezależnego polskiego industrialu, można być spokojnym. Jak nam później przyznał, „grało się bardzo dobrze. Miejsce jest rewelacyjne i posiada ogromny potencjał.” On także docenił profesjonalną organizację (ha! czy oni się wszyscy zmówili?) i publiczność (czyli nas).
Za podsumowanie niech posłuży jeszcze jedna wypowiedź Łukasza Pieszczyńskiego: „Reasumując, całość pocisk, zatem niniejszym serdecznie dziękujemy i mamy nadzieję do zobaczenia i usłyszenia niebawem.” I my się pod tym podpisujemy.
PS. Dźwięki dźwiękami, ale HOYM to również wydarzenia niemuzyczne, o których wypada nakreślić kilka słów. Podczas szóstej edycji była to wystawa zdjęć Jordana Rodgersa („Śląsk węglem szkicowany”), Grupy Fotograficznej Karbon i Grupy Twórczej Photo Industrial Team. Wśród zdjęć znalazły się też prace Michała Machalskiego, Dominika Garusa, Piotra Tomali i Mirosława Górki, jednego z pomysłodawców HOYM Industry Fest.
Jego prelekcja pt. „Urbex nie jest już seksi” rozpoczynała zresztą cały festiwalowy dzień. W miejscu takim jak kopalnia „Ignacy”, mówienie o tym, co modne, w sposób… niemodny, było ważne i mocne, a jeśli dodatkowo wzmocnione trzydziestoma tragediami dzieciaków do 16. roku życia, i to tylko z ostatnich dwóch-czterech lat… „Cieszę się, że mogłem wyrazić swoją opinię na temat urbexu. Wielość pytań, jeszcze więcej odpowiedzi, bez słodzenia i filtrów. Zdania nie zmienię, nawet jakby zabrano mnie w najlepsze miejscówki z maratonem kobiecego aktu. Nie. Koniec i kropka. Pewne rzeczy trzeba nazywać po imieniu, aby nie dopuścić do kolejnych tragedii. Pozostaje jeszcze kwestia gustu i dobrego smaku, a nader wszystko dostrzegania historii miejsca. Dzisiaj mówię, że Urbex nie jest seksi. Urbex to miejska eksploracja, a nie włamy do prywatnych domów.”
Drugą prelegentką 6. edycji HOYM była Ewa Grzegorzak-Łopaszko, z Polskiego Komitetu Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego Ticcih oraz Stowarzyszenia Kongresu Ochrony Zabytków. Jej wykład pt. „Nowe życie zabytków industrialnych i ich potencjał rozwojowy na przykładach z Polski i ze świata” był historią o nadawaniu nowych znaczeń obiektom ery przemysłowej, które przeszły i przechodzą wciąż nadzwyczajne metamorfozy.”
PS 2. Wszyscy zgodnie ponarzekaliśmy na pogodę, a ta przecież, jak zawsze, była. Co z tego, że do…?