Nie opiszemy wszystkich juwenaliowych koncertów, a jedynie te, które najlepiej zapamiętaliśmy. Oto 16 maja okiem naszych dwóch wysłanniczek.
Na Plaży, czyli zabawa w strefie AGH
Czwartek na juwenaliowej Plaży AGH studenci spędzili bawiąc się przy dźwiękach muzyki nie do końca poważnej, za to z całą pewnością rozrywkowej. W przeciwieństwie do innych dni, zarezerwowanych głównie dla fanów hip-hopu, bądź starszego, bardziej tradycjonalistycznego grona legendarnych zespołów, to czwartek był dniem na stricte szalone zabawy żaków.
Jako pierwsza wystąpiła tego dnia Łydka Grubasa. Z racji dość wczesnej pory, na początku koncertu uczestnicy Juwenaliów dopiero się schodzili, ale kierunkiem, który często obierali nie była scena, tylko stoiska z piwem. Słuchać było głosy, że niektórym trochę ciężko było wczuć się w koncertowy nastrój z racji tego, że jest jeszcze całkiem jasno. Mimo tego muzycy Łydki Grubasa szaleli na scenie starając się porwać tłum i pod koniec koncertu faktycznie studenci byli już rozgrzani do dalszej zabawy. Zwiększyła się znacznie liczba osób pod sceną, i gdy wybrzmiał największy hit olsztyńskiej grupy, Rapapara, śpiewali już wszyscy: gani w tłumie na plaży, śledzący koncert na telebimie w strefie gastro, mieszkańcy pobliskich akademików oraz Ci, którzy… bawili się przy wejściu, na miasteczku.
Jako druga wystąpiła Majka Jeżowska z zespołem. Słońce wciąż świeciło, co akurat w tym przypadku nie było przeszkodą, bo pomogło zbudować sielski, wesoły klimat, przywodzący na myśl radosne dzieciństwo. Majka zaśpiewała swoje najbardziej znane utwory, w tym Wszystkie dzieci nasze są czy A ja wolę moją mamę, które wspólnie z nią wykonywał już coraz bardziej zwiększający się tłum. Dzieci na Juwenaliach były raczej rzadko spotykanym widokiem, i choć to do nich zwykle skierowana jest twórczość Majki Jeżowskiej, jej występ cieszył się dużą uwagą osób dorosłych. Podobnie było zresztą na Pol’and’Rock Festiwal w 2019 roku czy ubiegłorocznego festiwalu Cieszfanów. Gdy Majka skoczyła występ, powoli zaczynało się ściemniać.
Po krótkiej przerwie scenę przejęła jedna z dwóch największych gwiazd tego wieczoru, czyli Nocny Kochanek. Publiczność nie mieściła się już ani na plaży, ani w strefie gastro, ciężko było o kawałek wolnego miejsca. Dla wokalisty Nocnego Kochanka, Krzysztofa Sokołowskiego, był to szczególny występ, bo odbywający się w jego 37. urodziny. Najwierniejsi fani nie mogli powstrzymać się od złożenia życzeń swojemu idolowi, a zrobili to w stylu godnym swojego ulubionego zespołu, za pomocą napisu „100 lat Krzysiu” na…pośladkach. Krzysiek, zachwycony niespodzianką od fanów, podziękował im ze sceny, a z tej wybrzmiały takie hity jak Zdrajca metalu czy Koń na białym rycerzu. Był pokaz pirotechniczny, udany z racji tego, że słońce już zaszło. Piosenkom towarzyszył ogień – dosłownie i w przenośni, było tradycyjne pogo, ściana śmierci i wszystko, co tylko mogli sobie wymarzyć fani tej odmiany „metalu”.
Jako czwarty wystąpił duet Bracia Figo – Fagot, czyli Piotr Połać i Bartosz Walaszek. Bracia dali widowiskowy pokaz kolorowych laserów, iluminacji, muzyki elektronicznej i tanecznej. Na ich występie (a jakże) było pogo, tłum śpiewał chórem teksty ich przebojów, w obu strefach, bo niektórzy decydowali się na oglądanie występu na telebimie, bo ciągłe przebywanie w strefie jaskrawego, migoczącego światła, po pewnym czasie mogło skutkować bólem głowy. Pod koniec występu Braci, już po północy, strefa gastro opustoszała, ostatnią piosenkę, Kończy się już noc, śpiewały „niedobitki” studentów, kończących dopijanie napoi różnych, tańczących na stołach lub na środku placu, który coraz bardziej pustoszał. Ostatni utwór przypadł do gustu nawet osobom, którym wcześniej twórczość duetu średnio się podobała. Tak zakończył się imprezowy i taneczny przegląd zespołów, nie trzymających się ściśle tradycyjnej, muzycznej konwencji. Czwartek w strefie Plaża AGH był prawdziwie egzotyczną mieszkają stylów, gatunków i form w muzyce popularnej. Reprezentacją idei każdorazowo przyświecającej Juwenaliom, że bez znaczenia jest, w której części polski akurat się odbywają, bawmy się razem, z dystansem do siebie. Nie wszystko w życiu trzeba brać na poważnie.
Takie koncerty, że czapki z głów! – Strefa Żaczek/UJ
16 maja na Strefie Żaczek/UJ w ramach Juwenaliów Krakowskich 2024 koncertowy wieczór rozpoczął zespół Sad Smiles, który po 19:00 wszedł cały na… czarno, w koszulkach z napisami „I ♡ Kraków”. Co warto o nich wiedzieć, i do czego sami się przyznali, to to, że kochają Kraków (gdyby ktoś nie zdążył zauważyć), ponieważ na Juwenaliach mieli przyjemność grać już drugi raz, a w samym mieście po raz czternasty!
Po występie spodziewałam się raczej żywej i wesołej twórczości, jakim więc zaskoczeniem był pierwszy, mocno rockowy utwór, w którym pojawiło się dużo krzyku haczącego momentami nawet o growl – istne wejście smoka. Kolejne też były różnorodne – niektóre utrzymane w pozytywnej, wesołej i „lekkiej” tonacji, pod którą kryła się już nie taka lekka, aczkolwiek piękna warstwa tekstowa, jak w Świat doskonały czy Czuj!. W repertuarze pojawiła się również kompletnie nowa piosenka, W nocy, dotąd nie grana, co było miłą niespodzianką. Szymon (wokalista) opowiadał, że najbardziej do pisania tekstów motywuje go ten stan, „gdy siada i myśli jak bardzo w skali 0-10 jego życie jest w dupie i jak sięga 10 to punkt idealny, więc wtedy powstaje utwór”. Tak właśnie narodziła się W nocy, w której faktycznie słychać dużo niepewności i lęku o przyszłość, ale też walkę z wewnętrznymi demonami, i która klimatycznie odbiega od popularniejszych piosenek grupy. Innym nowym singlem była Ozdoba.
Ciekawym (i w pełni pozytywnym) zaskoczeniem była Żaneta, którą zespół grywa wyłącznie na koncertach, jako że utrzymany jest w klimacie „dla beki”. Utwór opowiada o 15-latce, uzależnionej od wszelkich używek i imprez. Dzięki luźnemu nastrojowi, do utworu włączana jest publika, która „wybija” rytm z perkusistą i śpiewa z wokalistą. Mocno rockowym kawałkiem był Orzeł reszka, powstały w odpowiedzi na „zarzut” jednego ze szkolnych nauczycieli, że w tych czasach wszystkie piosenki są o tym samym. To dlatego zespół postanowił nagrać coś o wydźwięku politycznym, i udało się – było ostro, było rytmicznie, było dobitnie. Zostając w temacie szkoły, Szymon podziękował organizatorom za zaproszenie na Juwenalia, jako że dziś miał test z matmy, na który się nie nauczył, a dzięki koncertowi (siłą rzeczy) był z niego zwolniony.
Setlistę uzupełnił cover Arahja Kultu, który Szymon określił jako „najważniejszy polski utwór w jego życiu”, i widać było, że zaśpiewał go całym sobą – nie tylko głosowo, ale też cieleśnie. Utwór wybrzmiał bardzo nowocześnie, w nietypowej aranżacji, ale bardzo fajnie. „Tradycyjnie”, nie zabrakło wielkiego pogo i zejścia wokalisty do tłumu (w trakcie Siad leżeć aport zostań), wspólnego skakania i energicznego, wspólnego skandowania refrenu. Na koniec Miasto marzeń z EP-ki „Sad Smiles EP” z 2021 roku, czym ładnie zakończyli godzinny występ. Szczęściarze mogli złapać co nieco dla siebie – do tłumu wpadło kilka kostek gitarowych, pałki perkusisty, a nawet setlista.
WaluśKraksaKryzys wkroczył z zespołem na scenę po 20:30 i rozpoczął Stany lekowe i deficyty dopaminy z „+ piekło + niebo +”. Od pierwszych minut widać, słychać i czuć było, że osoby, które znalazły się na koncercie dobrze wiedziały, jaką postacią sceniczną jest Waluś, i jakie ma możliwości, oddając mu nawet więcej niż 100% z siebie. Początek rozpalił wszystkich, WKK odgrywał utwór za utworem, bez przerwy, w tym najlepsze single z ostatniej płyty (Kawałek dla Marcina P., + piekło + niebo +), choć nie zabrakło również Najgorszych rzeczy (z albumu „ATAK”). Dopiero po czasie Waluś zaczął mówić do nas ze sceny, pomrukując m.in. o Darii Zawiałow, która również miała grać tego wieczoru. Gdy ludzie zaczęli reagować na jego zaczepki, rzucił głośne i przedłużone „Juuweenaaliaa”, co zapoczątkowało coś na kształt „nici porozumienia”, która już dalej była też rozwijana przez innych członków zespołu (w kontakcie z publicznością oczywiście).
Zawsze mocno fascynuje mnie, jak bardzo swobodnie Waluś czuje się na scenie. Nawet jeśli mocno się nie uzewnętrznia, dyskutując o swoim życiu i ważnych dla niego sprawach, widać w jego postawie pewność, na którą łapie kontakt z publiką. Tak działo się również tym razem – wydawane przez niego dźwięki do mikrofonu znajdowały odbiorców, którzy po nim powtarzali albo wchodzili w dialog, nawet wtedy, gdy nie zwracał się bezpośrednio do tłumu. Mimo iż jego piosenki dotykają trudnych tematów, na scenie jest pozytywną osobą i zaraża dobrą energią, co w nim jednocześnie uwielbiam i podziwiam.
Tego wieczoru ekipa WKK zagrała ze wspomnianego wcześniej „Ataku” takie hity jak To co między nami, Muszę robić te głupoty, tytułowy Atak, czy wykonany solo Dlaczego dawniej byłem inny. Z pierwszej płyty – „MiłyMłodyCzłowiek” – Na Noże oraz Zabawa, przy których ludzie bawili się równie dobrze, jak przy najnowszych piosenkach. Widać było, że na juwenaliowy koncert przyszli wieloletni fani Walusia, znający słowa starszych piosenek i wytrwale skaczący do każdej z nich (co odczułam na swoich stopach). Oczywiście nie zabrakło i pogowania. W trakcie Coś Niecoś, zanim zabrzmiała oryginalna piosenka, Waluś wykonał fragment Whisky Dżemu, a następnie zwrotkę Zakochałem się w twojej matce Zdechłego Osy. Ciekawym zabiegiem były wyświetlające się za zespołem animacje, dopasowane do kawałków, które niekiedy służyły za ich dopełnienie, a w innych przypadkach jako tło (np. różne motywy kolorystyczne krzyża, z odniesieniem do najnowszego albumu). Występ zakończył +Tydzień w tydzień+, któremu towarzyszyła animacja z „lękowo-ruchową” postacią pokrytą różnymi wzorami. Dzięki temu, że w pewnym momencie się zapętlała, a zespół przeciągnął końcówkę utworu wprowadzając wszystkich w rockowy trans, złożyło się to na bardzo ciekawe doznanie, za którym na pewno będę tęsknić i wyczekiwać na kolejnym występie Walusia i jego zespołu.
Relacje:
Strefa Plaża: Irena Łucka
Strefa Żaczek: Patrycja Drabik