Od Samolocika po Hipnozę – właściwie trzon setlisty trudno złożyć inaczej, kiedy na koncie jedna płyta (“Kasia i Błażej”). Nawet, jeśli nie od razu udaje się wyłapać to, co jest z niej przebojem (Można), a co ulubionym przez publikę fragmentem (Błyszcz). W tym wszystkim najbardziej liczyć się więc zaczyna to, że duet umiejętnie utrzymuje stałą temperaturę koncertu (poza jednym wyjątkiem, ale to za chwilę). Robi to zarówno muzycznie, jak i w rozmowach – między sobą, czy zaczepnie zahaczając o grającego na gitarze męża Kaśki, Pawła Krawczyka. Bardzo miły akcent nastąpił, na przykład, kiedy podczas jednej z niemuzycznych odskoczni przypomniany został zespół Ahimsa. Może ktoś nowy sięgnie?
Wracając do krakowskiego koncertu. Po Hipnozie, jak powiedział Błażej, rozpoczęła się właściwa część, a stało się to zaraz po odegranym w całości albumie, wraz z zaintonowanym coverem byle jakim. I dokładnie właśnie takim, bo zawsze zżymam się na włączanie w repertuar przerobionych klasyków (sic!) z kręgu disco polo. Miałem tak, gdy Gaba Kulka śpiewała Ona tańczy dla mnie, nie zmieniło się to przy Przez twe oczy…. Czy ma być śmiesznie, czy strasznie nie wiem. Może chodzi o oswojenie, albo pokazanie, że w muzyce nie ma pustych kalorii i po doprawieniu z każdej da się coś pożywnego wycisnąć? Nie było lekkostrawnie, a i tłum, gdyby zdążył, stanąłby wtedy w kolejce po napoje. Ale, odcinając ten pusty kupon, na szczęście scenariusz koncertu przewidywał dalej przyjemną, duchową strawę, którą było granie (prawie tylko) spoza wspólnej płyty. Solowa Katarzyna (Kto?) i Błażej (Nie chcę słuchać, że kiedyś było lepiej). Wykonany razem Neodym (z Nosowskiej) oraz Miałem już nie tańczyć (Królowe), a na koniec Boję się o nas (tu Hey). Spryciarze, dobrali utwory na trasę “Jenin-Piaseczno” tak, żeby nie dało się odlecieć daleko od klimatu „Kasi i Błażeja”.
Po Heyowej odskoczni pożegnali się i zeszli, ale tłum nie dał obsłudze tak łatwo zapalić świateł. Skoro wcześniej zostaliśmy, jako publika, nobilitowani, jakaś nagroda się należała. A że Kaśka i Błażej z zespołem nagradzają z reguły tak samo – na pożegnanie jeszcze raz Można było się przejść, przegadać… W sumie wybór nie dziwi.
To był naprawdę dobry wieczór. Wspólne historie, anegdoty i przyjacielski dialog, połączony muzyką, to czas, jaki chciałoby się częściej dzielić z artystami. Nawet, jeśli jest się tylko, albo aż, słuchającym widzem.