Recenzje muzyczne to nie jest łatwa działka. Oczywiście, można je napisać na kolanie, po jedno czy dwukrotnym przesłuchaniu płyty. Każdy, kto poważnie podchodzi do muzyki wie jednak, że do niektórych albumów trzeba dojrzeć, przemielić je znacznie więcej razy, by móc rzetelnie opisać i ocenić. Bo recenzja oceną jest, nawet jeśli wzbraniamy się, by ją stopniować. Bo bywa tak, że napisana recenzja rozminie się z naszym odbiorem całego dzieła po miesiącu czy dwóch. W przypadku niektórych „magazynów muzycznych” refleksja nt. recenzji przychodzi po latach. Bywa i tak.
My jednak do naszych recenzji od samego początku podchodzimy ostrożnie, z dystansem, pisząc je niespiesznie i tylko wtedy, kiedy jesteśmy do nich sami przekonani. To znaczy do płyt, których recenzowania się podejmujemy i które, z szacunku dla czytelnika, chcemy pisać szczególnie dokładnie. Moglibyśmy rozwinąć maszynowy system pisania super krótkich i szybkich recek, jak bywało i w polskich czasopismach o muzyce, ale wiemy, że nie na tym polega „znęcanie się” nad daną płytą. Bo z każdej warto, nie tylko na potrzeby napisania takiej recenzji, wyciągnąć więcej niż krążek, książeczka i sympatia do wykonawcy.