Tak Brzmi Miasto, jak przystało na wydarzenie o charakterze – bądź co bądź – muzycznym (ściślej: branżowym), nie żyje bez muzyki. I nawet w tym „pandemonicznym” okresie taka sytuacja była nie do pomyślenia. Stąd 4 dni z wieczorami muzycznymi, na żywo, ale w… Studio. Dziś odsłona pierwsza, czyli mini-sprawozdanie z dwóch pierwszych wieczorów.
Szlaki mini-koncertów online przetarli młodzi muzycy z hai (Lublin) i Box Anima (Kraków). Pierwsi z nich mają za sobą udany czas na scenie lubelskiej (zwyciężyli m.in. na festiwalu @Wschody), i pierwszy krążek „Dzwoń po nadzór”. Drudzy są tylko młodsi płytowo, bo razem grają od roku 2015. Na bandcamp można m.in. odsłuchać ich EP-ki „Niepokój”. Wspólnym mianownikiem pierwszego wieczoru były poetyckie teksty i wiolonczela. Poza tym oba koncerty szybko przeniosły się w swoje rejony.
Kwartet hai rozpoczął swój krótki występ post-psychodelicznym, w filmowym stylu, Post post. Kompozycji rozwiniętej, ciągnącej się, obudowanej napięciem wiolonczeli. Po instrumentalnym, ze stopniowaną dynamiką i nieco mocniejszym, acz jazzującym, riffem. Potem śpiewany w duecie anglojęzyczny (jeśli dobrze usłyszałem – Imagined Lovers), którego wstawki nieco odstawały od całości. Jeśli ma być na nowej płycie, nie idźcie tą drogą! Dzwoń po nadzór połączony z Młodością zamknęły ten krótki, festiwalowy set kwartetu, i było to naprawdę bardzo dobre dopięcie.
Box Anima zaczęli od Kłów, potem 404, a z EP-ki jeszcze Mogę się jeszcze mylić. Było bardziej dynamicznie, wokalnie wyróżnia się Natalia Orkisz, która – co nieczęste – gra tekstami tak samo mocno, jak wiolonczelą. A te są bardzo zaangażowane („czarny poniedziałek”), i budują tak potrzebny w muzyce wielowarstwowy, i precyzyjnie uderzający przekaz. Z nowych utworów m.in. ukazujący się właśnie w streamingu Call his name (jedyny po angielsku). Muzycy tria świetnie łączą akustyczne brzmienia z elementami folku, poezji i dźwięków progresywnych. Fantastycznie rozgrywa tony na gitarze akustycznej Tomek Idziak, kiedy trzeba, wdziera się na różne poziomy dynamiki wiolonczela Orkisz, a całości domyka uderzeniami w swój cajon Wiktor Machowski. Czysta przyjemność.
Dzień drugi koncertowy otworzyła coraz lepiej rozpoznawalna krakowska artystka, Asia Nawojska, która w Studio wystąpiła z towarzyszeniem wiolonczelistki Klaudii Borowiec. Zaczęły od Błękitu (z debiutanckiej EPki „Kwiaty do domu”), a na koncert złożyły się m.in. premierowa Kołysanka, Ziemio, daj, czy Opowiem bajki. Zagrane bez dodatkowego akompaniamentu, a pierwotnie znane właśnie w tej aranżacji, aż prosiły się wzorem końcówki Tylko bądź o rozbudowanie o partie wiolonczeli. Wyjście poza pierwotność w przypadku akurat tego utworu było strzałem w punkt, albowiem utwory Nawojskiej, z jej charakterystycznym, młodopoetyckim głosem i klawiszami, wyraźnie zyskują wzmocnione mocnym instrumentem smyczkowym. Choć nie o mocną energię tu tylko chodzi.
Duet Funkasanki, który trafił pod skrzydła wytwórni Kayax (jej labelu MyNameIsNew), zabrał nas (widzów i słuchaczy) w rejony dynamicznego elektropopu. Tam czeka żywa perkusja Przemka Starachowskiego w otoczeniu sampli i syntezatorów, a nadto głos Anny Kaptór. Oboje odnajdują się nie tylko w modnych do niedawna w naszym kraju elektrobrzmieniach, tu połączonych z disco funkiem, dzięki czemu płyną w downtempo, przywracając do życia taneczne klimaty sceny klubowej II połowy lat 90. (wystarczy posłuchać singlowego Know my name). Set szyli jak po płycie – od Under the mountain, Voices, rozkładając na żywo swój drugi krążek „Last call” (2020). Aż żal, że kiedy noc nabierała tanecznego rozpędu, nastąpić musiał koniec. W przypadku TBM – każdy koniec jest jednak początkiem.
Ten był początkiem występu krakowskiego kolektywu Atlantyda La5er x ZUZA BAUM, łączących hip hop, soul, funky w fuzji z acid jazzem. Muzycznie osadzeni w amerykańskiej kulturze tychże, od czasu do czasu wpuszczają w swoje brzmienie więcej nowoczesności i łamią struktury swoich kompozycji. Zaczęli od Liquid sunshine, po którym wysłuchaliśmy coveru All my people, a w trakcie wybrzmiał jeszcze najbardziej chyba znany Nadmoże, całość zaś zakończyli Hold on. Multiinstrumentalny kwintet (obok zestawu klawisze-perkusja-bas wykorzystują także saksofon i flet) stopniowo wyciszał wrażenia festiwalowego drugiego dnia.