„Muszę zmienić skórę” powtarza już w pierwszym utworze Ignacy, i zachęca do obserwacji 12 etapów tego procesu, od przeszłego (Kolonie) po aktualny (Dzieci są chore). Po drodze – wiadomo – zmieniają się gusta, przychodzi czas zakochanych kundli, trzeba mierzyć się z okresami dojrzewania, dorastania, a potem – wreszcie – dorosnąć. My i tak nie będziemy pewni, kiedy nas zwodzi, puszcza oko, a kiedy otwiera szerzej drzwi i zaprasza: bierzcie i czytajcie, a raczej: słuchajcie.
Zmieniam skórę otwiera tę niełatwą w gruncie rzeczy płytę. Wiele rzeczy podane jest na niej wprost (Dzieci są chore), niektóre historie Ignacy snuje bawiąc się skojarzeniami i sentymentami, w odpowiednich, na szczęście, dawkach. Płyta jest jak pozytywka: zagra twoją ulubioną melodię, ale za każdym razem, gdy ją otwierasz, masz pietra, że wyskoczy coś niespodziewanego. Po otwarciu okazuje się, że jest bezpiecznie (o czym nie raz przekonuje sam Ignacy), więc słuchasz jak nakręcony, przyspieszając te słabsze momenty (tu np. Miau Miau).
„Życie to nudny film, choć na 8 gwiazdek” – deklaruje na początek artysta i daje się wyczuć, że oprócz własnych historii przemyci tu sporo myśli obserwatora, także tych z kręgu społeczno-politycznych, jak w Pod kołdrą czy Lec, mrugając przy tym okiem ze skóry starego „Iggy’ego”.
To, z czym trzeba się mierzyć na drugim debiucie Ignacego, to równa produkcja, i to pomimo gatunkowo różnych utworów. I można się na to czasem zżymać, bo w niektórych miejscach aż prosi się o mocniejsze uderzenie. Tak jest z Chłopcem z Nibylandii, który zaczyna się bajkowo, ale wpada w przedziwne meandry kompozycyjne. Staje się zbiorem niewspółgrających partii – od wokalu, po przeszkadzajki i chórki – przez co umyka sedno tekstu. A to teksty są przecież największą siłą Ignacego. I metafory, te ukryte, nierzadko znakomite i tak samo znakomicie wykorzystane. Na Koloniach, na których „gramy w podchody, gdzieś w mojej głowie”, są nie tylko bursztyny i zielone noce, ale to też nadspodziewanie angażujący kawałek. Nawet, jeśli punktem wyjścia jest w nim tak prozaiczna wiązka wspomnień „z pamiętnika kolonisty”. Smaczek.
Wyjątkową alegorią jest przemycona w Pod kołdrą fraza „Poza granicę łóżka nie wystawiajmy stóp”, która rezonuje z wyznaniem „polityka i wojny, z Tobą jestem spokojny”. Utwór, który przyjemnie niesie, ma wiele aktualnych odniesień, i tylko kończy się niedopowiedzeniem, ale na tej płycie Ignacy po prostu tak ma. Piosenki kończą się, urwane jak taśma magnetofonowa. Jest czego żałować.
W swingujących Bąbelkach Ignacy przyznaje: „zwykle jestem miły”, ale, jak to w życiu, jeden niewłaściwy ruch i „lecą bąbelki złości mej”. To kolejny numer, w którym przyjemnie jest się zanurzyć (w bąbelkach?), z własnym, kołyszącym groovem, solówką Jędrzeja, i zasadniczym pytaniem: „Co kryje się pod kapslem?” Pytaniem, w którym Ignacy zawarł esencję całej płyty i aż dziw, że skrył ją pod maleńkim, ale bezcennym kapslem. Ten pozwala chronić przed stratą, jest ostatnią przeszkodą przed całkowitym otwarciem, ale służyć też może do grania (kto pamięta, ten pamięta). Na uwagę zasługują jeszcze cięższej wagi Scysje, z którymi wpadamy z nalotem „na chatę” Iggy’ego, i które mogą być (choć wciąż nie muszą) najbardziej wyznaniowym nagraniem.
Zgadywanie, co w Puśledzkiego duszy gra, to znakomita „zabawa”, do której nas zaprasza, i albo przyjmujemy zaproszenie, albo grzecznie mówimy „pas”. Bo choć Ignacy wyznaje, że „nudny zasypiam i budzę się”, na płycie nudno nie jest, tylko trzeba jej wysłuchać. Nie: słuchać, ale wysłuchać właśnie.
Ignacy Puśledzki, znany dotąd z melodii raczej rapowych, na swoim drugim debiucie zmienił w zasadzie sam szkielet kompozycji, bo dałoby się je przełożyć na jego dawny język. Singlowe Koszulka Ramones, Wszystkie, czy Zakochany Kundel, pokazały część oblicz Puśledzkiego, ale nie odkryły wszystkiego. To trzeba zrobić samemu, bo to tylko pozornie proste piosenki. Ale o tym już pisałem.
Notka płytowa:
Producentem i współkompozytorem „Prostych Piosenek” jest Jędrzej Wołk, którego też na płycie usłyszycie. Gościnnie wystąpili: Aga Frączyk (skrzypce), Jakub „Folky” Kulik (gitara), Aleksandra Wojtas (chórki), duet Żniwa (który przyniósł do studia harfę, flet, skrzypce, log drum i didgeridoo). Analogowy mastering wykonał Michał „Eprom” Baj.