Te dwie wizyty to wołający Your Body/My Church i doskonały, rasowy banger White Horse, który podkręcił chyba każdego tu i ówdzie, w Tu i Ówdzie. Jeszcze Found Out i zamykający koncert Total Fear, i mamy prawie skompletowaną setlistę. Zaskakująco – mimo wszystko – dobrze brzmiącą w murach krakowskiej piwnicy. Ze świetną dynamiką, szamańskimi, prawie rytualnymi gestami Maya Whittleton. Zjechali do Krakowa wprost z bolkowskiego Castle Party, ale w niczym nie pomniejszyli klubowego występu. Świetnie zabrzmiał gęsty Dream One, znacznie lepiej niż na płycie (mniej gotycko, bardziej gitarowo). Może jakoś nieszczególnie porwał Spotlight czy Found Out, ale już wspomniany White Horse był wręcz obłędny i jeśli kiedyś traficie na koncert CiB, domagajcie się go bezwzględnie. Dodajmy do tego tańce w i z publicznością, szczególnie ten kompletnie szalony, na koniec, przy Total Fear. Utworze, który sam w sobie jest ekstremalnie poskręcany („You get a lot done, but there’s no escape”) i mógłby być ilustracją do sequela “Inwazji Porywaczy Ciał”.
Muzycy Cold In Berlin wynoszą swoją muzykę na żywo na poziom wyższy, niż na płytach, a to jest prawdziwa umiejętność, szczególnie w postgotyckim rocku. Jeśli wpadną gdzieś w okolicy do waszego klubu, to ustawcie się w kolejce po bilet do ich świata. Czeka was sporo dobrych zaskoczeń.
Cold In Berlin supportował krakowski zespół II Fala. Tu, dla odmiany, nowofalowość, nawet ta druga, wyraźniej przebija z nagrań singlowych. Może wpływ na klubowy odbiór miała głośność, która tłumiła puls basu i rytmiczne tempo występu. Z tekstami II Fali mogliśmy cofnąć się do źródeł nurtu, któremu hołdują, a może to tylko, jak w Chciałbym, forma muzycznego repetytorium? Sporo tu fatalizmu i końca świata (jaki znamy?) Koncert był nierówny, ale ciekawy może być kierunek, jakiego II Fala będzie się trzymała. Siekiery z tego nie będzie, ale zespół coś jeszcze wyciosa. Nazwa zobowiązuje.