Listę otwiera Grace Jones, dla której pojechalibyśmy nawet na Piknik Country, żeby zatańczyć Libertango. Jeśli ktoś myśli, że Grace najlepsze lata ma już za sobą, to jej muzyczny performance go z miejsca naprostuje. W tym roku artystka jest wprawdzie w krótkiej trasie, ale
Model/Actriz – będą jednym z objawień tej edycji. Trio, którego „Dogsbody” jest jak nieprzewidziana podróż przez zagniewane stany umysłu. Ja wiem, że eksperymentalna różne rzeczy słyszała/widziała, ale ich muzyka wymaga jednak stanu gotowości.
Maruja – gniewna fuzja jazzu i post-punka, która rozgrywa się w dość popularnym wciąż brytyjskim nurcie młodych grup, które stawiają na melodyjny hałas. Nie znałem ich przed ogłoszeniami OFFa, ale od tego momentu sięgam często, choć mają mało (dwie EP-ki i single). A ja chcę więcej!
Puma Blue – jazzująco-triphopowe ballady romantyczne potrzebują nieco klaustrofobicznych przestrzeni, i strzelam, że duszny klimat eksperymentalnej będzie dodatkowo mocno hipnotyczny. Chciałbym, żeby też często wychodził poza „Holy Waters”, które wszak uwielbiam.
Hotline TNT – będzie gęsto od gitar, byle tylko grupie udało się nie zmęczyć widowni, a raczej opleść ją swoimi shoegaze’owymi dźwiękami. Będzie chropowato, ale mam nadzieję na więcej udziwnień.
Sevdaliza – czekam, bo na Colours się nie udało, musi więc udać się na OFF. To nie tylko podwójnie przefiltrowana elektronika spod znaku alt trip-hopu, ale przede wszystkim muzyka ze złożoną osobowością, a to zawsze zwiastuje wysokie uniesienia.
English Teacher – uwielbiam ich debiutancki „This Could Be Texas”, bo to takie granie, w którym zawarta jest kwintesencja gitarowej alternatywy z czasów, gdy ta alternatywą była, i to w najlepszym wykonaniu. Nie wiem, czy będą to The Best Tears of My Life, ale koncert szykuje się jeden z lepszych.
Annahstasia – nie wiem, czy namiot będzie łkał, ale Annahstasia może dać jeden z bardziej wzruszających występów tej edycji. Będzie subtelnie, miękko i na pewno cholernie wzruszająco. Nie inaczej!
Les Savy Fav – dla takich koncertów OFF wymyślono? Piszą o nich, że grają post-hardcore i noise-art-rock w jednym, ale to po prostu solidny kawał rockowej alternatywy, w najszerszym znaczeniu tego pojęcia. Nie wiem, czy sięgną aż do „Cat and the Cobra”, ale polecam nie omijać, bo będzie się żałowało.
Do dziesiątki wprowadziłbym jeszcze ex aequo Debby Friday i Yayę Bey, a z tych, których wcześniej widziałem, ale zawsze jestem chętny na repetę, wymieniam Brutus, bar italia i Baxtera Dury.