Dzień 3
JAD zaczęli od „Wstrętu” i „Strachu” (Agresja, Sól Ziemi), potem nadszedł „Ból” (Ręka) i miałem wrażenie, że nic innego ponad to już się nie wydarzy. Szybki przeskok do TTent okazał się najlepszym transferem scenicznym tego OFF-a. Jedno słowo: Maruja. Kupili mnie od ręki. Zagrali bez niedysponowanego saksofonisty, przez co mijani w namiocie ludzie zastanawiali się, co dzieje się, gdy są w komplecie. To była brzmieniowa ekstraliga, Manchester (znów) na szczycie, a my wraz z nim. W gatunkowym kotle, w którym gotuje kwartet Maruja, kipiało wszystko, łącznie z moim ciałem, i z nim się potem sklejało. Fantastyczne Rage, Look Down On Us, premiera… Napisałbym, że byli i uroczy, i przebojowi, ale to nie odda mocy, z jaką się objawili. Powtórzę się, ale dla takich objawień rok do roku odwiedzam Dolinę Trzech Stawów. Fenomenalni.
Na scenie Leśnej gdańskie Lasy, i szybki zwrot akcji, choć miałem ich na shortliście. Publiczność bawiła się doskonale w ich tanecznym, organicznym elektro-transie, żywa perkusja jest tu faktycznie udanym zabiegiem, nic mnie jednak nie było w stanie przytrzymać. Fajnie było być, ale nie stało się nic – nie będąc na całości. W drodze na Hotline TNT dowiedziałem się, że ci już nie grają (powodem kontuzja jednego z muzyków), można było czekać na Glass Beams.
Glass Beams mieli być strefą relaksu – w końcu skrzący się złotymi maskami tercet to raczej muzyka tła, na swój sposób przewidywalna. Mirage, Black Sand i Kong szybko zmieniło się więc w muzyczną jazdę po autostradzie: na początku radość z jazdy, ale z czasem nużące krajobrazy zlane w jedno. Mogłem spokojnie zmienić kierunek jazdy i sprawdzić, o czym mówi lub śpiewa Yaya Bey (TTent), ale trudno było się zaangażować gdzieś pośrodku. Raczej spokojny set płynął na głos, instrumenty syntezator i perkusję. Kolejny koncert, Puma Blue, też z przedfestiwalowej shortlisty, okazał się jeszcze bardziej czarno-biały. To znaczy: jeśli dzieliłeś z nim przeżycia – przeżywałeś, jeśli stałeś z boku, to łatwo było odpłynąć myślami gdzie indziej. U mnie padło na opcję numer dwa, która szybko się powtórzyła, choć inaczej. Debby Friday weszła w występ z impetem (a ja tuż za nią), ale po trzech czy czterech utworach (otwierające Good Luck dobre) to jednak ja w podobnym nastroju wychodziłem (Heartbreakerrr).
Zawsze jest dobra pora, żeby wpaść w Furię. Jedna z lepszych decyzji organizatorów, żeby wpisać katowickich metalowców do lineupu i postawić na scenie namiotowej (nie zgadzam się z głosami, że powinni być na głównej). Wszystko w tym hałasie grało i brzmiało – to był świetny, przemyślany set, nagłośniony tak dobrze, że dało się wyciągnąć każde zagranie muzyków. Postawili oczywiście na płytę „Huta Luna”, ale mogliśmy też usłyszeć Ohydny jestem, Są to koła czy Grzej. Furia dobrej muzyki, a z obowiązków został jeszcze jeden koncert.
Model/Actriz zamieniają koncert w wydarzenie. Nie warto startować, jeśli nie ma się odpowiedniego zapasu sił, choć można też obserwować spoza tłumu. Pytanie: po co? Kwartet, w którego centrum stoi (choć częściej wśród tłumu) Cole Haden, to muzycy, którzy na żywo bynajmniej bierni nie pozostają. Każdy inaczej. Mają w dorobku dopiero płytę, EP-kę i parę utworów, a jednak grają tak, jakby z niejednej sceny już spadli. Kosmos, odlot i mocno poszarpany wszechświat w jednym. Zaczęli od Donkey Show, z „No” zabrakło tylko CJ, ale mieliśmy za to Winnipesaukee. Model/Actriz wyssali ze mnie resztę życia, ale na tę noc więcej nie trzeba było. Dlatego The Blaze byli tylko krótkim przystankiem, tym bardziej, że po She i Clash nie zapowiadało się u nich raczej nic nadzwyczajnego.
Można już było oficjalnie założyć kłódkę na OFF Festival AD 2024, choć odbywały się jeszcze ostatnie koncerty, m.in. Mount Kimbie. Jak szybko i jak szeroko otworzy się perspektywa na przyszłoroczną edycję? Jest niemal pewne, że więcej osób wstrzyma się z decyzją o zakupie z pierwszej puli biletów, czekając na pierwsze ogłoszenia. Zanim to, jak co roku będzie można dyskutować na temat zmiany formuły albo powrotu do źródeł. Kierunek rozwoju, priorytety, stara i nowa publiczność. Wyrzucanie kultury, a może jej… wyprzedzanie? Sam nie wierzę w to, co piszę…
Osobny wątek z tegorocznej edycji należy się Scenie blik, z migającymi tłumaczami i często dobrą, młodą polską muzyką. Tak będzie, ale w innym, dedykowanym tekście.
Widzimy się za rok?