Nowa Rykarda Parasol patrzy w przyszłość z pozycji pewniejszej siebie osoby, bez rozliczania przeszłości czy pastwienia się nad trudami teraźniejszości. A tak bywało wcześniej. Przez ten wielowarstwowy lirycznie album przewija się ważny wątek przyjaźni, mniej usłyszmy za to bezpośrednich odwołań do miłości, warto jednak bliżej wsłuchać się w to, czym po latach chce podzielić się z nami artystka. Pierwszy na płycie Get down with Your Bad Self zaczyna od „Oh, I don’t know how I do it – I just know I do it good”, i z miejsca staje się mottem albumu.
Na „Tuesday Morning” Rykarda wydaje się śpiewać bardziej melodyjnie, niemal przebojowo, nie odchodząc przy tym od poetyki i brzmieniowych aranży znanych z przeszłych płyt. It’s Been A Long Time przywodzi na myśl pierwszy album, powłócząc w nim słowem i przekornie nieprzekonującym „I’m alright”. Podobnie A Gigolo’s Manifesto, otwierany kolejnym wyznaniem: „I don’t care about love”, którym artystka potwierdza, że nie o miłość – do kogoś lub czegoś – tym razem tylko chodzi.
Na całej płycie pojawia się kilka małych zaskoczeń i smaczków, np. w postaci nowych instrumentów (flet w It’s Been A Long Time, sitar w Dead Inside Too), ale też wzbogaconych chórków. Warto to wszystko wyławiać, żeby nie prześliznąć się tylko po powierzchni typowych dla Rykardy ballad i zamkniętych w nich, często krótkich, acz treściwych jak telegram, zdań. Można zastanawiać się, czy artystka nie powinna od czasu do czasu uderzyć pięścią w stół, ale z czasem okazuje, że to dobrze, że nie ma na to ochoty. Nie znajdziemy na „Tuesday Morning” głośniejszych nagrań pokroju Night on red River, czy kontrastowego, rzewnego łkania gitar. Ja znajduję na nim za to więcej poezji, tak odczytując Sketching Jardins des Plantes („Water weeps upon thy paper. Flowers appear inside the vapours. Beauty is garden in an ancient city”). Tą samą ścieżką dociera do mnie najpiękniejszy na płycie, wzruszający walc Darwins Little Darling, który najczęściej zapętlam.
Jesień, która przynosi dobre płyty, da się lubić, bo ma w sobie pejzaże, jakie choćby na chwilę pojawią wraz z jej nadejściem. Tak samo jest z „Tuesday Morning”, które jest jak stara, bardzo dobra znajoma. Nie było jej kilka lat, ale kiedy ponownie stanęła w naszych drzwiach, widzimy i słyszymy, w jak dobrej wciąż jest formie.