Polska była w UE od czterech lat, można było spokojniej zastanowić się nad dalszymi wyjazdami, bo w Europie kusił belgijski Werchter, liczne festiwale na Wyspach, czy portugalski Vilar de Mouros. W planie nie zmieniało się jedno: z krajowych wydarzeń stałym punktem był katowicki już wtedy OFF Festival, czasem zapuszczałem się na Open’er, potem doszedł m.in. opolski Songwriters Festival, (poza sezonem) łódzki Soundedit czy poznańska Malta. Patrzyłem i notowałem, kto przyjedzie na niedaleki przecież Exit czy InMusic, kto ciekawy zagra we Francji czy Hiszpanii. Bo przecież zawsze była szansa, że za chwilę wpadnie i na jeden z polskich festiwali.
Przy rozrastającej się ofercie festiwali w Polsce coraz więcej zaczęło mnie jednocześnie omijać, co stanowiło swego rodzaju kuriozum, ale przecież i w ramach samych festiwali jest tak, że wyborów trzeba jakichś dokonać. Dlatego lepszym wyborem często okazywały się te mniejsze, bo i wyrzeczeń jakby trochę mniej. Dodatkowo na potęgę pączkowała oferta koncertów – od małych, po stadionowe, i tu też trzeba było się jakoś odnaleźć.
Koniunktura festiwalowa powodowała, że zmieniały się organizacyjne koncepcje takich wydarzeń. Walka na headlinerów była coraz słabsza, bo mając letnią objazdówkę często nie do zniesienia się po prostu powtarzali. W orbitę wpadali za to coraz częściej wykonawcy, którzy ze sceny dawno już zeszli, lub na nią właśnie wracali. A tu nigdy nie wiadomo – na jak długo.
Kierując się tym ostatnim, naczelnym kryterium tegorocznego lata festiwalowego miało być skrojenie go pod kilku wykonawców. Pierwszym wyborem – impreza z cyklu 50+, czyli podlondyński Sign Of The Times. Ponieważ sam czerwiec i lipiec nie mogły być w tym roku tak rozjazdowe, jak byśmy sobie tego życzyli, dlatego skupiliśmy się na sierpniu. W tym nie zmieniło się jedno, czyli OFF. Mała, świecka tradycja, wokół której rosną zazwyczaj inne wydarzenia. W tym roku w bardzo okrojonej formie, bo tylko na raz-dwa-trzy. Drugi wybór padł na CieszFanów, na którym jeszcze nie byliśmy, ale kilka postaci z jego line-upu bardzo nas ucieszyło (m.in. Izzy and The Black Trees, którzy – jak się okazało – trafili też na OFF). Żeby utrzymać tradycje zagranicznych wojaży, w tym roku jako trzeci wybór padło na hiszpański Cala Mijas, pod koniec sierpnia, a tam dla Siouxsie Sioux. Może za rok wybierzemy się do Aten na tamtejszy Release Athens, który rokrocznie kusi zestawem, albo chorwacki InMusic, bo bliżej… I jeszcze z krajowych wydarzeń pewnie z lekka zmienimy kurs, albo rozciągniemy sam plan.
Oczywiście zostaje też czas po lecie, który ma swoją stałą muzyczną miejscówkę, czyli łódzki festiwal producentów Soundedit. Ale to nie wszystko, bo w 2023 roku planujemy też odwiedzić Rawa Blues Festival, i będzie to dla nas nowe doświadczenie, także gatunkowe.
Tymczasem festiwalowe lato na półmetku. Obserwujemy, czytamy i robimy listę na kolejne lato. Wśród festiwali nie ma już chyba tak jednoznacznego must be, jak jeszcze kilka lat temu. Tym bardziej patrzymy na składy, które z jednej strony są nieoczywiste (jak zwykle OFF), w nieoczywisty sposób same łączą różne postaci (tegoroczny CieszFanów), albo mają rzadkiego asa w rękawie (Cala Mijas).
O tegorocznym OFF Festivalu i naszych wyborach pisaliśmy już kilkukrotnie. Festiwal za tydzień, i nasza lista offowych przebojów w zasadzie się nie zmieniła. A i tak wiemy, że – jak co roku – wyjedziemy z Katowic z kilkoma dodatkowymi nazwami wykonawców w głowie. Takich – poza planem.
Muzyka jest kobietą, a kobieta jak muzyka. W tym roku będzie to jeden z najbardziej różnorodnych stylistycznie festiwali, i ciekawi jesteśmy, jak im to wyjdzie. W jednym line-upie Spięty i Proletaryat, Hunter i Majka Jeżowska, Kirszenbaum i Nanga, Blade Loki i Dezerter, Frontside i Renata Przemyk? Sięgnijcie do naszej spotifajowej playlisty, a sami się przekonacie.
… czyli jak zamknąć festiwalowe lato w pięknych okolicznościach przyrody. I tego, i niepowtarzalnych. Bo Cala Mijas, niewielki w sumie festiwal, ma oprócz hiszpańskich gwiazd (Cupido, VVV) wiele dobrego.
Pierwszego dnia na scenie Arcade Fire oraz Siouxsie, a w drugim rzędzie (dla wielu – umownie) Idles, Moderat i Foals, a dalej Tamino, czy Baxter Dury.
Drugi dzień pod znakiem The Strokes, choć nieuczciwe byłoby nie postawienie obok chociażby M83. Oprócz nich: Underworld, Amyl & The Sniffers i Lori Meyers, a w poczekalni m.in. Junior Boys, Charlie Cunningham, czy Acid Arab.
Dzień nr 3 dla Florence + The Machine, Belle & Sebastian, Jose Gonzalesa, Metronomy, i dla chętnych też Duki, Arca i The Blaze.